niedziela, 12 lipca 2020

Polska dookoła - 04.07.2016 dzień dwudziesty, Trzebiel - Rzepin

Dzień dwudziesty rozpoczyna się od tego, że trochę zaspałem. W nocy zrobiło się na tyle zimno, że obudziłem się około 1:00 i znów musiałem na siebie wciągać wszystko co mi zostało w sakwach, później długo walczyłem by się ogrzać i w końcu nad ranem zasnąłem. Później gdy zaświeciło słoneczko zrobiło mi się na tyle ciepło, że nie mogłem się obudzić i tak oto wstałem około 8:00. Podczas sprzątania miejsca po sobie, zwijania namiotu i oporządzania roweru, zabrakło czasu na poranną kawkę i śniadanko. Z tego powodu nie jechało mi się od początku zbyt dobrze i humor miałem lekko zepsuty. Poprzedniego dnia do agroturystyki w której spałem, trafiłem można powiedzieć jak po torach, droga dla rowerów poprowadzona była właśnie po rozebranym torowisku. Rano nie miałem więc większego problemu by wybrać sobie dalszą drogę, niestety sielanka nie potrwała zbyt długo i w Cielmowie za namową pewnej Pani postanowiłem skręcić w las, gdyż droga miała być całkiem przejezdna... Niestety pani nie wspomniała, że dla samochodów terenowych z napędem na wszystkie koła. Tak oto przez kilka kilometrów zmagałem się z głębokim błotem, kałużami, komarami i pokrzywami.


Ogólnie jak oglądam dziś zapis tracka z tamtego dnia, to musiałem być mocno zdezorientowany, bo jechałem kompletnie nielogicznie nadrabiając w ten sposób mnóstwo drogi. Na filmie z przeprawy przez ten las klnę jak szewc, narzekając na brak kawy, śniadania, prysznica i wyspania. Cóż zrobić nie każdy dzień tej wyprawy był idealny, na szczęście później poprawił mi się znacząco humor po wypiciu kawy w ruinach starej fabryki, a z każdą chwilą dzień stawał się coraz ciekawszy i obfitował w miłe zdarzenia, o których zaraz napiszę.



Czuję się też rozpieszczany przez nadmiernie uprzejmych kierowców ;) nikt nie wyprzedza mnie na gazetę, każdy grzecznie jedzie w odległości za mną, wyprzedzając tylko wtedy gdy z naprzeciwka nic nie nadjeżdża i na dodatek robi to w odpowiedniej odległości, można się zapomnieć. Jakże miła odmiana w stosunku do Małopolski.
Jadąc tak blisko granicy znów mam okazję podziwiać relikty dawnych już nikomu nie potrzebnych przejść granicznych. 


Za Gubinem muszę odbić na wschód i oddalić się od Nysy Łużyckiej i od granicy by dotrzeć do przeprawy promowej przez Odrę. To dopiero druga przeprawa promowa podczas mojej wyprawy, bo pierwsza była przez Bug. 



Będąc "na łączach" z jednym z kolegów, z którym spotkałem się dnia siódmego, jadąc wtedy wzdłuż wschodniej granicy, tak sobie "wycyrklowaliśmy", że nim kolega dotrze do Gubina gdzie zakończy swój objazd wokół granic, powinniśmy się spotkać ponownie, wystarczyło tylko ustalić byśmy jechali tą samą drogą na przeciw siebie. Tak oto po prawie dwóch tygodniach nastąpiło kolejne spotkanie.



To było na prawdę bardzo miłe spotkanie, witaliśmy się jak najlepsi kumple, którzy nie widzieli się od miesięcy. Długo ze sobą porozmawialiśmy wymieniając się doświadczeniami i opowieściami z drogi, co ciekawe obaj mieliśmy przygotowane na to spotkanie prezenty dla siebie, w postaci napojów i batoników. Gdy już w końcu się rozstawaliśmy, było mi bardzo smutno, że kolega już kończy swoją przygodę i za chwilę spotka się z rodziną, a przede mną jeszcze kilkaset kilometrów samotnej wędrówki. Najbardziej smutno było mi jednak z powodu, że w końcu się spotkaliśmy i to już koniec, a przecież wiadomo że "nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go..."
Jadąc dalej i wspominając to miłe spotkanie, stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałem na pięknym nowym i gładkim asfalcie, a mianowicie złapałem gumę. W dodatku "kapeć" okazał się na tyle poważny, że opona została dosłownie rozcięta na kilka centymetrów. Do Dziś nie wiem jak to się wydarzyło, wiem tylko że zjeżdżając z dość dużą prędkością z góry, musiałem najechać chyba na jakieś szkło. Tak czy siak opona i dętka nadawały się do wymiany i o ile dętkę na wymianę posiadałem, o tyle z oponą miałem problem. Zajęło mi około pół godziny wymyślenie co dalej począć. Wokół tylko gęsty las, żadnego ruchu, a nawet gdyby ktoś się zatrzymał to raczej opony rowerowej 28 cali by nie miał. Postanowiłem doraźnie zakleić oponę od wewnątrz, dużą gumową łatką. Koła nie napompowałem w pełni i tak postanowiłem dojechać do najbliższej miejscowości jaką był Rzepin. Wjeżdżając do miasta, minąłem dwóch rowerzystów, których zapytałem o sklep rowerowy. Dowiedziałem się że owszem sklep rowerowy jest ale czynny tylko do osiemnastej, czyli już zamknięty, następnie zapytałem czy nie znają w okolicy jakiegoś taniego sposobu na nocleg, gdyż dalej na tej oponie już nie pojadę, a potrzebowałem tego dnia prysznica i odpoczynku, na co oni zaproponowali mi przejażdżkę nad okoliczne jezioro gdzie znajdował się stadion MOSIRu, a jako że jeden z nich okazał się być radnym miasta, a drugi nauczycielem z miejscowej szkoły, obdzwonili znajomych i załatwili mi nocleg na terenie stadionu z dostępem do prysznica i wszelkich wygód. Znowu mogę napisać, że są na tym świecie dobrzy ludzie. 




Dystans przejechany tego dnia to zaledwie 117 km, ale to ze względu na awarię.



Brak komentarzy: