piątek, 7 stycznia 2022

Ekstremalna droga krzyżowa, Gdańsk Matemblewo - Wejherowo Kalwaria

Tekstem tym mam zamiar rozpocząć cykl opisywania turystycznych szlaków pieszych w rejonie województwa pomorskiego, których w roku 2021 zrobiłem kilka, a dreptanie po nich tak weszło mi w krew, że w dalszym ciągu kontynuuję przygodę z nimi.
Nie jestem w stanie opowiedzieć konkretnie, jak i kiedy dowiedziłem się o tej specyficznej formie drogi krzyżowej. Wiem że było to na pewno wiele lat temu i kojarzyło mi się to przeważnie z dziwną pielgrzymką, sporej grupki ludzi idących wspólnie po plaży, na czele z kapłanem prowadzącym tą drogę krzyżową. Tymczasem nic bardziej mylnego... Na szczęście w zeszłym roku sam wyprowadziłem się z błędu, wyszukując informacji w internecie na temat ekstremalnej drogi krzyżowej. Trafiłem wtedy na stronę , na której dowiedziałem się o tym jak ogromny i rozbudowany to projekt, obejmujący w zasadzie cały świat. Okazało się, że w całej Polsce jest multum wytyczonych tras, wystarczy tylko wybrać dogodną pod względem zamieszkania lub taką która akurat nas zainteresuje. Następnie pobrać aplikację na telefon, lub ściągnąć plik .gpx, stawić się na starcie w określonym terminie i można zaczynać. Uczestnictwo w tego typu drodze krzyżpwej obwarowane jest kilkoma ważnymi zasadami, które moim zdaniem podnoszą atrakcyjność całego przedsięwzięcia. Cytując ze strony EDK:
Ekstremalna, bo trzeba pokonać trasę minimum 40 km w nocy. Samotnie lub w skupieniu. Bez rozmów i pikników. Musi boleć, byś opuścił swoją strefę komfortu i powiedział Bogu: jestem tutaj nie dlatego, że masz coś dla mnie zrobić, jestem, bo chcę się z Tobą spotkać.
Tak więc po pierwsze doga musi mieć długość większą niż 40 km - to musi zaboleć, jeśli jesteś twardzielem wybierz drogę dłuższą i cięższą. Po drugie - idź w samotności lub jeśli idziesz z kimś, milczcie, nie rozmawiajcie, skupcie się na medytacji. Po trzecie, należy wykonać własnoręcznie krzyż, który przeniesiesz przez całą drogę, a który uwierz mi, będzie ci chwilami ciążył nie tylko fizycznie (zwłaszcza gdy będziesz go niósł w miejscu publicznym). Po czwarte, zaopatrz się w broszurę, plik, aplikację które będziesz odczytywać lub słuchać na poszczególnych stacjach drogi krzyżowej, to bardzo ważne by to robić.
Tylko o to chodzi w EDK. Milczenie, modlitwa, medytacja, długa nocna trasa, to wszystko „tylko” po to, nie ma innego celu.
Mnie to poruszyło na tyle że postanowiłem sam wziąć udział w takim wyzwaniu. Poszukałem dogodnej trasy dla siebie, to znaczy takiej, która będzie kończyła się w moim rodzinnym mieście, a na początek trasy będę mógł się dostać komunikacją i transportem publicznym. Padło więc na Gdańsk Matemlewo, z którego w piątek 26 marca 2021 roku w godzinach wieczornych miałem wyruszyć w drogę. Trasa miała mieć długość około 50 km, pomyślełem że jak dla mnie to w sam raz, później jednak okazało się że jednak bolało. Po dotarciu wieczorem na miejsce startu z plecakiem i przytroczonym do niego krzyżem, który na prędce udało mi się wykonać po pracy, a który zrobiłem tak po swojemu tzn. z oheblowanych i oszlifowanych listew solidnie złączonych na kołki i sklejonych wikolem... Okazało się że nie do końca o to chodziło, a krzyże ludzie robili sobie przeważnie z dwóch patyków związanych sznurkiem. Poza tym zaskoczyła mnie ilość uczestników, okazało się że na miejscu stawił się na prawdę spory tłum ludzi, trudno to oszacować ale myślę że było tam sporo ponad pół tysiąca ludzi. Inaczej to sobie wyobrażałem, ale dobrze bo to wszystko sprawia, że człowiek uczy się pokory, gdy wyobrażenia mijają się z rzeczywistością. Po pewnym czasie jednak dowiedziałem się że z Matemblewa wyruszają tego samego dnia dwie drogi krzyżówe, jedna do Wejherowa a druga do Sianowa. Przed wyruszeniem odbyła się msza święta, lecz z racji trwającej pandemii i obostrzeń do kościoła mogła wejść tylko ograniczona liczba uczestników, bynajmniej mi to nie przeszkadzało by mszę spędzić na świeżym powietrzu. Ogólnie atmosfera przed wyruszeniem trochę mi przypominała tą znaną z różnych zawodów sportowych, biegów czy marszów na orientację. Czyli ogólny lekki chaos i podniecenie przed startem. To była kolejna rzecz która mnie zdziwiła i trochę denerwowała, ale również kolejna lekcja pokory. Zaraz po wyruszeniu na trasę, nie sposób było iść w samotności i ciszy, ludzie jak to ludzie, jedni gadali inni się śmiali, no nie tak miało być i kolejna lekcja pokory. Tłum począł się rozciągać na trasie, postanowiłem więc poszukać dla siebie dogodnego miejsca w stawce, tak by nikt mi nie przeszkadzał opowiadaniem dowcipów lub o swoich problemach w pracy, dlatego mocno przyśpieszyłem, chwilami wręcz podbiegałem, by po kilku kilometrach wyjść "na prowadzenie" i zaznać w końcu ciszy i spokoju, które zresztą zostały ze mną już do samego końca trasy. Tak jak już wcześniej napisałem, bardzo ważne okazały się stacje, które można było lokalizować na podstawie trasy w aplikacji, ale na których można było się zatrzymać i wysłuchać rozważań dotyczących poszczególnych stacji drogi krzyżowej. Wreszcie mogłem się skupić na tym co wydawało mi się najistotniejsze w tej wędrówce. Ekstremalna droga krzyżowa zmienia ludzi. Od dawna szukałem sposobu by coś zrozumieć, by pojąć o co chodzi w moim życiu, trud związany z tak długą wędówką pozwala wiele zrozumieć. Może się ktoś zastanowić o co mi chodzi? Przecież miałem w życiu dłuższe i bardziej męczące wyprawy? Tak lecz nigdy podczas nich nie skupiałem się na Bogu, na Jego miejscu w moim życiu. Dopiero teraz dostrzegam jak były one puste i nic nie znaczące. W skrócie można to ująć: "Wszystko bez Boga to nic, a nic z Bogiem to wszystko". Droga była iście mordercza, przewyższenia godne gór, same podejścia to 803 m, zimno, lód miejscami śnieg, błoto i bagno. W dodatku już po 20 km okazało się że bardzo źle dobrałem buty do takiej wędrówki, przewidywałem że trasa będzie mokra więc zabrałem ze sobą ciężkie wodoodporne buty do górskich wędrówek. Tymczasem nogi zaczęły mi się gotować i odparzać w tych buciorach. Ostatnie km pogonywałem z grymasem bólu na twarzy. Gdy stawiałem swój krzyż na górze trzech krzyży w Wejherowie, chwaliłem Boga za to że udało mi się dotrzeć do końca, choć wiedziałem że przede mną jeszcze kolejne 3 km by dotrzeć do domu. Każdemu polecam spróbowania takiej przygody, jeśli szukasz w sobie wiary lub nie szukasz ale chcesz po prostu zmierzyć się ze samym sobą i z trudnościami szlaku, który jest poprowadzony głównymi szlakami turystycznymi Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Link do trasy https://maps.suunto.com/move/grzegorzkaamejka/605ed389b7f9e322df91345d skąd można pobrać ją w formacie .gpx gdyby komuśkiedyś przyszła ochota się po niej przespacerować. Długość trasy wyniosła 54,38 km czas przejścia to 11 godzin i 19 minut, tak jak już wspomniałem ogrom przewyższeń, bo 803 m podejść, 771 m zejść, z czego najwyższy punkt to zaledwie 190 m n.p.m.

piątek, 11 września 2020

Polska dookoła - posłowie

 Pomimo, że od wyprawy minęły już ponad cztery lata, za sprawą choćby tego bloga wróciły do mnie emocje związane z tym co przeżywałem. Na fali tych emocji, szperając w internecie, natrafiłem na wywiad, który w 2016 roku przeprowadziła ze mną nasza lokalna Telewizja Kaszuby. Ucieszyłem się z tego niezmiernie dlatego, że pamiętam ile serca włożyłem wtedy w ten wywiad i to jak bardzo dobrze opowiedziałem wtedy wszystko to co mi się przytrafiło. Wtedy myślałem, że wywiad przepadł i nie został wyemitowany, ale odnalazłem go po czterech latach na Youtube. Wstawiam te trzy odcinki tutaj jako posłowie tego co zostało już napisane, mam też nadzieję, że następny wpis na tym blogu wreszcie będzie dotyczył bieżącej wycieczki rowerowej i nie będę już się odnosił do przeszłości.




niedziela, 23 sierpnia 2020

Polska dookoła - 09.07.2016 dzień dwudziesty piąty i ostatni, Choczewo - Wejherowo

 Budzę się tego dnia w doskonałym nastroju, a nawet można powiedzieć, że w podniosłym. Mam świadomość tego jak blisko domu już jestem, że gdybym się uparł, to za dwie godziny piłbym już kawkę u siebie w mieszkaniu. Tym bardziej mam zamiar celebrować ostatnie kilometry i zadbać aby nie zepsuć kształtu mojego tracka w GPSie, oczywiście też bez przesady, bo na Hel nie mam zamiaru wjeżdżać. Dzień rozpoczynamy od kąpieli w jeziorze, to doskonale poprawia humor i jest już formą świętowania końca podróży. 


Następnie trzeba się skupić na zwykłych czynnościach, które towarzyszyły mi przez ostatnie dwadzieścia cztery dni, czyli ogarnianiu obozowiska i porannej kawce. Później wyruszamy w końcu ku domowi.

Kierujemy nasze maszyny do Białogóry, z jednej strony by jeszcze odrobinę zbliżyć się do Bałtyku, a z drugiej, by po drodze odwiedzić moją starszą córkę, pracującą na sezonie w Karwi. Bardzo się stęskniłem za moimi bliskimi, których nie widziałem od prawie miesiąca. Wydaje mi się, że takie rozstania dla rodzin są z korzyścią. To dobrze gdy rodzi się tęsknota, człowiek wtedy może spojrzeć na wiele spraw z trochę innej perspektywy. Zapomina się o złych rzeczach, można niektóre wybaczyć lub zapomnieć, takie rozstania umacniają związki. Wiem co mówię, gdyż przez 20 lat byłem marynarzem i miałem to szczęście, że moje wypłynięcia nie były nigdy dłuższe niż dwadzieścia parę dni. Wracając do domu, zawsze czekały na mnie stęsknione córki i żona, a ja sam również starałem się być wtedy jak najlepszym ojcem i mężem.

Za Karwią postanawiam w końcu obrać kierunek południowy, ponieważ mam informację, że w Domatówku moja siostra ze szwagrem urządzili komitet powitalny, nie wypada więc ich ominąć, a dla wizerunku całej tej wyprawy nie ma to większego znaczenia, dlatego mijamy Czarny Młyn, Starzyński Dwór, Mechowo, Leśniewo by w końcu zameldować się w Domatówku.


W okolicy Mechowa przyłącza się do nas rodzina Michała w osobach jego żony Asi i syna Szymona. W takim to oto towarzystwie kończę wyprawę najpierw na rynku w Wejherowie, pod pomnikiem Jakuba Wejhera, a następnie zamykając pętlę u siebie pod blokiem.


Nie do wiary! Więc jednak mi się udało. To się nazywa spełnione marzenie. Po 25 dniach w większości samotnej podróży, przejechawszy około 3300 km, okrążyłem Polskę wokół jej granic. Tak jak już to kiedyś napisałem, spełnione marzenia pozostawiają po sobie pustkę, którą szybko należy zapełnić jakimś innym marzeniem. Tym razem było jednak trochę inaczej, owszem pozostała swego rodzaju pustka, ale spełnienie tego marzenia pozwoliło mi zrozumieć kilka rzeczy. Przede wszystkim właśnie to, że ja się średnio nadaję do tak długich samotnych wypraw. Ogólnie ciężko to wszystko przeżyłem, jestem człowiekiem, który potrafi zagryźć zęby i przetrwać pewne niedogodności i brak komfortu, ale tego było jak dla mnie za dużo. 

Oczywiście nie jest tak, że mam tylko negatywne wspomnienia z wyprawy, najlepszym dowodem chyba jest to że opisałem to wszystko w pozytywnym tonie, a większość zapamiętanych wspomnień jest miła. 25 dni samotnej wyprawy było dla mnie tak wspaniałym przeżyciem, że gdy się skończyło, pozostawiło po sobie tak wielką pustkę, że nie mogłem się przez parę lat pozbierać by to opisać. Właśnie po to zacząłem to wszystko opisywać, by poukładać swoje myśli i pozbyć się traumy po stracie tego marzenia. Podróżowanie jest jak każdy nałóg, na tyle niebezpieczny, bo okropnie szybko uzależnia i na tyle przyjemny, że chciałbyś to mimo wszystko ciągle robić. Ale czy po czymś takim będzie jeszcze coś w stanie sprawić mi równą przyjemność? Póki co nie znalazłem nic podobnego. Moje życie teraz zmieniło się też na tyle, że trudno mi zaplanować jakąkolwiek dłuższą wyprawę. Wtedy gdy wyruszałem byłem wolnym emerytem wojskowym, teraz gdy to piszę jestem szeregowym pracownikiem w firmie, gdzie maksymalnie mogę zaszaleć dwutygodniowym urlopem. Może jeszcze kiedyś stanę się wolnym człowiekiem i będę mógł sobie pozwolić na dłuższą podróż, bez zbytniego oglądania się na terminy.

Dystans przejechany tego dnia to 72 km. Czas teraz zacząć kręcić kilometry podczas innych wypraw rowerowych.


Obiecany link do całej trasy w formacie gpx Polska dookoła, może komuś się przyda ;)