sobota, 11 lutego 2012

Zielony szlak na zimowo

To jeden z niewielu szlaków w okolicy Wejherowa, którego do tej pory nie zwiedziłem w całości. Jako że dysponowałem akurat dniem wolnym, nic nie stało na przeszkodzie by powtórzyć wyczyn sprzed tygodnia i wybrać się na szlak. Tym razem mróz był wyraźnie mniejszy, ale za to pokrywa śnieżna była zdecydowanie grubsza, co zresztą zadecydowało o skróceniu długości mojej wycieczki. Wyjechałem z Wejherowa do Krokowej autobusem PKS o 6:35, na miejscu byłem o 7:15. Jeszcze krótka wizyta w miejscowym sklepiku, gdzie zakupiłem pyszny jak się później okazało "Zylc kaszebski" oraz dwie bułki no i w drogę. Początek drogi wiódł po dobrych drogach i chodnikach, najpierw udałem się w kierunku północno-zachodnim do Goszczyna, następnie na północ do Łętowic, za którymi skręciłem na zachód wchodząc do lasu. Po pewnym czasie, z prawej strony minąłem rezerwat przyrody "Zielone", a następnie imponujący głaz narzutowy, zupełnie jakby przeniesiony tu z gór. Przy głazie znajduje się wiata pod którą postanowiłem spożyć swój zylc na śniadanie. Dawno nie jadłem niczego tak dobrego i przypominającego mi smak potraw przyrządzanych przez moją mamę. Spod kamienia ruszyłem do Odargowa, po drodze zachwycając się niezwykłymi, zimowymi widokami. Odargowo to ciekawa wieś, o interesującej architekturze, gdyż większość domostw i posesji wygląda identycznie, stylizowane są na konstrukcję sztachulcową, a kryte są niebieską blachą. Nie jest to jakaś dziwna zmowa gospodarzy we wsi lecz wynik przesiedlenia w latach osiemdziesiątych mieszkańców wsi Kartoszyno, na terenie której powstać miała elektrownia jądrowa. Z elektrowni jak wiemy nic nie wyszło, ale mieszkańcy wsi zyskali nową lokalizację wraz z gospodarstwami. Z Odargowa, żegnany przez "przyjazne" miejscowe kundle ;-) udałem się do Żarnowca, po drodze miałem możliwość znów podziwiać wspaniałe i rozległe zimowe widoki. Widok z wysoczyzny pozwala zobaczyć morze, chwilami wręcz może się wydawać, że wielkie kontenerowce płyną po wierzchołkach drzew, widać to fajnie na moich zdjęciach. Żarnowiec to również niezwykła wieś z bogatą i bardzo starą historią oraz z niezwykłymi zabytkami, takimi jak klasztor Cystersów z kryptą gdzie pochowany jest dowódca wojsk krzyżackich pokonanych przez rycerstwo polskie pod Świecinem, znajduje się tam również najstarszy na pomorzu cmentarz datowany na XVI - XVII wiek. Z Żarnowca szlak kieruje się na południowy-wschód, biegnąc wzdłuż jeziora Żarnowieckiego po prawej stronie mijając górę zamkową z najstarszymi na Pomorzu pozostałościami grodziska, niestety szlak omija samą górę zamkową nad czym ubolewam, bo widok z niej na jezioro i okolice jeziora, zwłaszcza zimą, jest powalający. Następna była mała wioseczka i leśniczówka zagubiona w lesie, o nazwie Porąb, a dalej przebrnąwszy przez głęboki śnieg na polu dotarłem do płotu okalającego tor krosowy, a wybudowanego na szlaku. Ominąwszy płot doszedłem do Sobieńczyc, tu również znajduje się wiele ciekawych nawet ponad stuletnich zabudowań. Za Sobieńczycami znów musiałem się przedrzeć przez zawiane śniegiem pola, by dotrzeć do Lubocina, po drodze natknąłem się na ekipy poszukiwaczy gazu łupkowego. W swoich pojazdach wyglądali jakby przybyli prosto z planu gwiezdnych wojen. Zresztą wędrując po szlaku wielokrotnie natykałem się na liczne ślady tych pojazdów oraz na okablowanie leżące dosłownie wszędzie. Za Lubocinem minąłem jeden z pierwszych odwiertów gazu łupkowego w Polsce. Idąc dalej przez las, nie potrafiłem sobie odmówić skrótu przez jezioro, dlatego zboczyłem ze szlaku i przeszedłem przez środek jeziora Dobrego, o dziwo również na nim znalazłem leżące kable poszukiwaczy gazu, żeby tylko nie skończyło się to jakąś katastrofą ekologiczną. Za jeziorem wszystko na szlaku było mi już świetnie znane, dlatego straciłem już motywację do kontynuowania tej wycieczki, no a poza tym po siedmiu z haczykiem godzinach na śniegu i mrozie troszkę się zmęczyłem, dlatego wycieczkę zakończyłem w Domatówku na kawie u rodziny.

Zielony szlak na zimowo at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond

niedziela, 5 lutego 2012

Czerwony szlak na zimowo

Zima zaczęła dokazywać, jest silny mróz i sporo śniegu, a co za tym idzie wyprawy rowerowe do lasu, nie należą do najłatwiejszych. Przekonałem się o tym kilka dni temu gdy wypuściłem się na mały rekonesans nad jezioro Borowo. Piękno zimowej pogody natchnęło mnie do tego aby wyprawić się na dłuższy spacer po czerwonym szlaku. Wyruszyłem z Sopotu Kamiennego Potoku około godziny 9:20. Muszę powiedzieć, że moje ostatnie doświadczenie związane z tym szlakiem dotyczące właśnie części trójmiejskiej, nie było zbyt przyjemne. Szlak był dość kiepsko oznaczony, nowe znaki przeczyły starym, doszło do tego że trochę się pogubiłem, a nawet zacząłem krążyć po lesie wracając w te same miejsca. Zirytowałem się tym trochę i w końcu nie mogąc odnaleźć dobrej drogi, zjechałem skrótem do Gdyni Wzgórza i wróciłem do domu. Tym razem było całkiem inaczej szedłem po znakach czerwonego szlaku jak po sznurku, czy to za sprawą kierunku mojej wyprawy, czy ze względu na pieszy charakter wycieczki, czy też w końcu dzięki usunięciu starych i nieaktualnych oznaczeń, a może też wszystkich tych czynników razem wziętych. Mróz dokazywał, musiało być około kilkunastu stopni na minusie, bo chwilami szczypały mnie policzki, początkowo też śnieg nie bardzo przeszkadzał bo był ubity przez licznych spacerowiczów, problem zaczął się dopiero później, gdy minąłem już Karwiny. Przez kilka godzin szedłem też po śladach kogoś kto szedł przede mną i nawet przyzwyczaiłem się do tego, że ciągle miałem te ślady za przewodnika, lecz za Chwarznem spotkałem autora tych śladów, który zatrzymał się na odpoczynek i na ciepły posiłek, niestety nie mogłem skorzystać z zaproszenia, dla mnie było to jeszcze trochę za wcześnie na postój. Praktycznie przez całą drogę towarzyszył mi prószący śnieg lub chociaż opadająca na ziemię wilgoć, za sprawą silnego mrozu przybierająca postać diamentowego pyłu, doznania estetyczne miałem naprawdę wspaniałe. Gdy wreszcie postanowiłem stanąć by również posilić się czymś ciepłym, muszę powiedzieć że nie wytrzymałbym tak zbyt długo, a już w ogóle nie wyobrażam sobie noclegu w takim mrozie, przynajmniej nie z tym sprzętem który posiadam. Gdy zbliżyłem się do Łężyc, zaczęło się ściemniać, w zasadzie byłem zdeterminowany wędrować do końca trasy, byłem również do tego przygotowany lecz mój kręgosłup twierdził zupełnie co innego, dlatego postanowiłem go posłuchać i zejść do Rumi, by SKM-ką wrócić już do domu. Po drodze skusiłem się jeszcze na małą ucieczkę z asfaltu na czarny szlak, ale po tym jak szlak począł piąć się stromo pod górę, z niego również zrezygnowałem i ruszyłem skrótem do Rumi, oczywiście skrót wcale nie oznaczał najłatwiejszej drogi i tak to klnąc pod nosem na własną głupotę brnąłem przez śnieg i najpierw piąłem się pod górę po czym zszedłem stromo w dół do Rumi. Na dworcu zjawiłem się około minuty po odjeździe kolejki czyli o 18:25, kupiłem bilet i czekałem cierpliwie na 18:54 i na przyjazd następnej, jednak moja cierpliwość znów została wystawiona na próbę bo pociąg spóźnił się ponad 20 minut i jakby tego było mało panowała w nim temperatura poniżej zera, czyli sumując wyprawa ekstremalna w pełnym zakresie. Trasa przebyta na nogach to około 35 km w czasie 9 godzin, ktoś może powie że mało km w długim czasie? Proponuję kiedyś spróbować :-)

Czerwony szlak na zimowo at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond