niedziela, 7 czerwca 2020

Polska dookoła - 30.06.2016 dzień szesnasty, Chybie - Pokrzywna

Pobudka dnia następnego odbywa się w komfortowych warunkach, jestem super wyspany i dobrze nastrojony do dalszej podróży, krótko mówiąc morale szybuje. W pokoju miałem na tyle dużo miejsca że mogłem sobie pozwolić na rozpakowanie wszystkich rzeczy i zrobienie porządku w sakwach przy ponownym pakowaniu. Do tego wszystkiego zjadam pyszne śniadanko złożone z owsianki i czarnej kawki, czegóż chcieć więcej?
Wyruszam dalej kierując się na zachód i zbliżając się coraz bardziej do granicy polsko-czeskiej. Tereny te kiedyś nim tu pierwszy raz zawitałem kojarzyły mi się z przemysłem, kopalniami, dymiącymi kominami. W trakcie tej podróży przekonałem się, że to tylko część prawdy, bo okolice te urzekły mnie swoimi atrakcjami, niezliczonymi opuszczonymi dworami, pałacami, kościołami, starymi cmentarzykami. Nade wszystko jednak łagodnym charakterem przewyższeń, bywają tu góry jednakże nie są one na tyle wysokie by przeszkadzać rowerzyście podczas podróży. Pierwsze większe miasto na mojej drodze to Jastrzębie Zdrój.






Wkrótce też przekraczam Odrę. Analizując sobie mapę, dochodzę do wniosku że najwygodniej byłoby mi jechać wzdłuż granicy, ale po stronie Czeskiej i choć początkowo mam opory co do tego pomysłu, w końcu skomplikowany kształt naszej granicy z Czechami wymusza na mnie jej przekroczenie na kilkanaście km by zaoszczędzić kilkadziesiąt km. Ogólnie planując wyprawę wzdłuż granic warto ustalić sobie jakieś zasady i mniej więcej się ich trzymać. Z jednej strony najłatwiej byłoby podróżować szlakiem PTTK, gdyż ten przewiduje odwiedzanie poszczególnych punktów na mapie, z drugiej jednak strony sprawia to też ogromny problem i Ci którzy trzymali się tego szlaku, opowiadali mi o czasem nielogicznym położeniu kolejnych punktów, przez co jazda po nich bywała frustrująca. Ja ustaliłem sobie własne zasady i jak zawsze wiernie się ich trzymałem, aczkolwiek potrafiłem rozpoznawać u siebie symptomy wewnętrznego buntu przeciw tym zasadom i czasem musiałem te zasady naginać dla polepszenia własnego samopoczucia, stąd właśnie te ucieczki przed zbyt dużymi przewyższeniami, które na mnie wpływały deprymująco, czasem ucieczki przed zbyt dużym ruchem na główniejszych drogach, a czasem jak to było tego dnia ścięcie drogi przez przekroczenie granicy.


Trochę przy tym miałem też zabawy, bo najpierw żartowałem do kamery, że uciekam z tego kraju do Czech i tam będę miał lepiej, a potem bawiłem się przy "nielegalnym" przekraczaniu granicy. Grunt to dobra zabawa i humor.






Kilkanaście lat temu, nie byłoby to wcale ani wesołe ani tak łatwe, ale po wstąpieniu Polski do strefy Schengen, można takie rzeczy robić i powiem wam, że zdarzało mi się to robić wielokrotnie np na granicy z Litwą, Niemcami, Słowacją i właśnie Czechami. Co ciekawe panująca obecnie sytuacja w Europie przywróciła byt granic i przekraczanie ich może być nielegalne, a choćby przypadkowe ich przekroczenie na chwilę może się wiązać z dwutygodniową kwarantanną. Miejmy nadzieję, że wszystko wkrótce wróci do normy.





Podróż trwa dalej, a ja jestem coraz bardziej urzeczony miejscami, które mijam. Wzdłuż drogi przez wiele kilometrów mijam ogromną ilość bardzo starych drzew czereśniowych. Objadam się przy tej okazji czereśniami tak, że mam uczucie przejedzenia, mimo to ładuję jeszcze pełne kieszenie czereśni na później.



Napotykam również po drodze miejsca tak magiczne, tak piękne i jednocześnie tajemnicze, że jestem urzeczony tym wszystkim. Dawno nie miałem tak fajnego i ciekawego dnia.







Tego dnia po południu, dopada mnie również potężna burza z ulewą, którą jestem zmuszony przeczekać na przystanku autobusowym. 


Nie stanowi to dla mnie tego dnia żadnego problemu, nastrój mam wciąż doskonały, a dla "matrosa deszcz to rosa" i gdy tylko warunki wracają do normy, wyruszam dalej na szlak by już pomału rozglądać się za miejscem, w którym spędzę kolejną noc. Jadąc tak wzdłuż granicy dojeżdżam w końcu do gór Opawskich u podnóża, których znajduję bardzo przyjemny kemping i tam postanawiam zanocować. Nie nastąpi to jednak zbyt szybko, gdyż 30 czerwca Polska grała z Portugalią, a na kempingu znalazła się strefa kibica z prawdziwego zdarzenia. Mecz jak wiadomo okropnie się przeciągnął, bo nasi nie chcieli tanio sprzedać skóry i po dwóch połowach był remis 1:1, dogrywka niczego nie zmieniła i nadal był remis. Dopiero w rzutach karnych szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Portugalii. To był bardzo emocjonujący mecz tak jak i cały mój dzień. 
Dystans przejechany tego dnia to prawie 149 km.




Brak komentarzy: