środa, 20 kwietnia 2011

Co mnie nie złamie, to wzmocni.

Harpagan czterdziestej pierwszej edycji odbył się już kilka dni temu, bo 15-17 kwietnia lecz zwlekałem z napisaniem relacji z dwóch powodów, o których za chwilę.
Pierwszym powodem było to, że czekałem na oficjalną zgodę na wykorzystanie świetnych zdjęć Pawła Piwowarskiego, który fotografował tą imprezę i tak się złożyło, że kilkakrotnie uwiecznił naszą drużynę podczas walki na trasie. Zgodę uzyskałem dlatego prezentuję poniżej tych kilka zdjęć.

Tym razem tak jak zapowiadałem wystartowałem na trasie mieszanej, której tylko pierwsza część (piesza) pokrywała się z trasą Piotka, Patryka i Mateusza. Start w piątek o godzinie 21:00 i od razu udajemy się na pierwszy punkt zlokalizowany na wschód od Lipnicy na skrzyżowaniu dróg w okolicy Zapocenia, udaje nam się podbiegać do tego punktu choć w tłumie nie jest to łatwe. Do drugiego punktu (Sztoltmany przecinka) na wschód od pkt pierwszego docieramy już biegiem,

następna jest trójka w kierunku północno-wschodnim (Prądzonka - jez. Lubaszki Niemieckie), tutaj również podbiegamy by zyskać na czasie, czwórka jest w tym samym kierunku i nazywa się Studzinice - skraj bagna, jesteśmy tam około godziny 23:50 a więc nie kryjemy zadowolenia, niestety dalej z bieganiem jest coraz gorzej, bo u trzech z czterech z nas, pojawia się ból kolan,

co za tym idzie nasz czas się wydłuża. Do piątki (Studzienice - skrzyżowanie) docieramy około 1:30. Teraz czeka nas łamacz psychiki, czyli tradycyjny najdłuższy etap, z piątki do szóstki mamy 9,5 km w kierunku południowo-zachodnim, do szóstki Rekowo - Jezioro Rekowskie,

przybywamy około 4:00 nad ranem. Do kolejnego punktu nr siedem, usytuowanego na południe, jest nam wyjątkowo trudno dotrzeć, po drodze gubimy się w plątaninie drużek, przecinek, ścieżek, zaczynamy w końcu iść na azymut co w zasadzie okazuje się dobrym pomysłem.

Na siódemce (Luboń - wzniesienie, przecinka) jesteśmy o 5:30, stamtąd szybkim krokiem udajemy się do bazy by zamknąć pierwszą pętlę, co udaje się nam o godzinie 6:15.
Dla mnie zaczyna się etap rowerowy a dla chłopaków druga piesza pętla. Po przepakowaniu się, zjedzeniu spagetti oraz wypiciu kawy, o godzinie 7:15 wyruszam na trasę. Ambitnie nie zakładam odpuszczania jakiegokolwiek punktu, dlatego zaczynam jechać po obranej, możliwie najlepszej trasie. pierwsza jest jedenastka na południowy-wschód od Lipnicy(Kiedrowice - przecinka), nie mam problemów z tym punktem. Kolejny obieram punkt nr 9 (Kubianowo - skraj lasu) w kierunku wschodnim, tam mam małe problemy ze znalezieniem ale w końcu się powodzi. Z dziewiątki jadę trochę okrężną drogą na południe do siedemnastki ale inaczej się nie dało (Rolbik - skrzyżowanie przecinek). Następnie jadę na zachód do trzynastki, leżącej w ciekawym wąwozie (Małe Zanie - wąwóz), tutaj dociera do mnie, że jazda po piaszczystych drogach, po nieprzespanej nocy nie należy do łatwych,

czuję się na prawdę zmęczony i robię sobie postój na posiłek. Po trzynastce kolejnym punktem jest dwunastka, w kierunku na zachód, tutaj podczas grzebania się w piachu, z ciężkim sercem postanawiam odpuścić 16,18 i 14 bo nie zdążę,

jadę więc do dziesiątki (Katarzynki - jezioro Trzcinne), następnie w kierunku północnym do Piętnastki (Jeruzalem - jezioro Piaszczynek) no i wracam do Lipnicy o godzinie, 14:15. Według moich rachunków zdobyłem 18 pkt wagowych na 30 możliwych, oraz 7 na 10 pkt kontrolnych (kiepściuchno).


Tutaj po posiłku, kąpieli układam się do snu. O godzinie 19:30 wracają chłopaki z drugiej pętli - są Harpaganami!!! Później się okazuje, że Piotrkowi nie zaliczono ostatniego punktu (cholerna elektronika), dla nas oczywiście i tak jest jasne, że dokonali rzeczy niezwykłej.
W moim przypadku okazuje się, że zostałem nawet niesklasyfikowany, nawet nie ma mnie na liście, jakbym w ogóle nie wystartował (jak miło ;-) ) i to jest właśnie drugi powód mojego opóźnienia w relacji. Napisałem protest do organizatorów i czekałem na odpowiedź, niestety okazało się, że jest to ewidentnie moja wina, ponieważ nie zdałem karty SI do godziny 16:00, mówi się trudno i żyje się dalej.


Przez większość drogi powtarzałem sobie, że to ostatni raz, że jestem już za stary na takie wyczyny, po co ja się tak męczę? itd. Ale wiecie co? Obudziłem nazajutrz rano i nagle okazało się, że przecież nie mogę zostawić tak niedokończonych spraw... Tylko następnym razem dokładnie przeczytam regulamin.
Trasę możecie obejrzeć tutajHarpagan 41 at EveryTrail
EveryTrail - Find hiking trails in California and beyond
Życie potrafi płatać figle, okazało się jednak, że po uwzględnieniu mojego protestu, została mi zaliczona moja trasa, no i ostatecznie zająłem 9 miejsce. Nic dodać nic ująć.

Brak komentarzy: