niedziela, 19 czerwca 2011

Szlak dworów i pałaców pn Kaszub

Odkąd usłyszałem o tym projekcie, który spajał w jedno, wiele miejsc odwiedzanych przeze mnie wcześniej, podczas wielu wycieczek, a także dodający do nich wiele nowych i ciekawych miejscowości i zabytków, chciałem koniecznie zaliczyć taką wyprawę.
Udało mi się to w ten weekend, miałem do wyboru trzy sposoby zaliczenia tego szlaku. Na lekkim rowerze przejechać całą trasę w ciągu jednego dnia, zaliczając po drodze wszystkie punkty, wiedziałem jednak, że będzie to wyścig z czasem okupiony sporym zmęczeniem i brakiem jakichkolwiek zdjęć oraz nikłą przyjemnością, drugim sposobem było wykorzystanie roweru trekingowego, sakw, namiotu i tym podobnego sprzętu, by w dwa dni przejechać szlak w międzyczasie zatrzymując się na nocleg, trzeci i najwolniejszy sposób to podczas urlopu zabrać rodzinę na wędrówkę by zrobić to w trzy lub cztery dni. Wybrałem sposób optymalny czyli drugi.
Wyprawę rozpocząłem spod pałacu Przebendowskich w Wejherowie około godziny 9:12, nie mam zamiaru opisywać tu po kolei wszystkich pałaców, dworów i zamków które odwiedziłem dlatego, że zrobiono to w doskonały sposób w przewodniku wydanym staraniem Stowarzyszenia Turystycznego Ziemia Wejherowska, z którego zresztą korzystałem podczas wycieczki, zresztą przebycie tej trasy bez niego jest raczej mało prawdopodobne, bo szlak nie jest w żaden sposób oznaczony po drodze.
Pierwszym punktem charakterystycznym na trasie było Rekowo Górne, po podjechaniu pod pałac cała wyprawa zawisła na włosku ze względu na to, że gdzieś po drodze zgubiłem rzeczony przewodnik, który wypadł ze źle zapiętej kieszeni w sakwie. Pospiesznie rzuciłem się w drogę powrotną modląc się by znaleźć zgubę. Na szczęście w lesie przed samym Rekowem odnalazłem bezcenny przewodnik i mogłem powrócić na szlak.
Pogoda w zasadzie była niespecjalna, co chwilę siąpił deszcz, który skutecznie sprawiał że byłem coraz bardziej mokry. Wiał też bardzo silny, wschodni wiatr, który w początkowej fazie wyprawy, wraz z deszczem, był dość uciążliwy. Pomimo to nawet się cieszyłem z tego powodu, ponieważ wiedziałem, że gdy tylko minę Puck, mój wróg stanie się sprzymierzeńcem. Tak też się stało i wiatr wspierał mnie aż do pałacu w Sasinie. Co ciekawe na drugi dzień, kierunek wiatru zmienił się o 180 stopni i jego moc wcale nie zelżała.
Jeszcze przed wyruszeniem w trasę zaplanowałem, że nocleg będę miał w Stilo, chodziło o to by jak najwięcej przejechać w pierwszym dniu, by na drugi dzień wrócić do domu o rozsądnej godzinie.
Po drodze oprócz wspaniałych zabytków, największe wrażenie wywarła na mnie ścieżka rowerowa, z prawdziwego zdarzenia, poprowadzona po nasypie kolejowym pozostałym po rozebranych torach kolejowych pomiędzy Starzyńskim Dworem a Krokową, ścieżka na prawdę - klasa, szkoda tylko że okupiona zniszczeniem torów, ale te tory rozkradziono już dawno, więc dobrze że chociaż nasyp się przydał.
Po dotarciu do Sasina - końca pierwszego etapu wyprawy, skierowałem się nad morze do Stilo, by zmyć z siebie całe błoto, które zdążyło się do mnie przez 11 godzin przykleić. Na plaży nie było ani żywej duszy, aż dziwnie się czułem z tego powodu, ale takie są uroki okresu przed sezonem oraz deszczowej pogody. Gdy wychodziłem z wody, lekko zdegustowany zbyt wysoką temperaturą wody ;) przyszła ulewa i sprawiła, że moje z trudem wysuszone wcześniej rzeczy przemokły doszczętnie. Zwlokłem się z plaży oraz pojechałem do Stilo przez las, co chwilę grzęznąc w piachu. Mokry zmęczony, oklejony piachem, odszukałem wcześniej upatrzony kemping, na którym spotkałem tylko jedną starszą wczasowiczkę. Na moje pytanie "czy ktoś tu pobiera opłaty?" pani odpowiedziała, że tego pana nie ma ale może jutro się zjawi. Postanowiłem więc zanocować z nadzieją, że pan zdąży się zjawić nim ja zniknę. Na całe szczęście przestało padać, więc rozbiłem namiot oraz zacząłem szykować obiadokolację, bo wcześniej jakoś szkoda mi było czasu na jedzenie. Podczas podgrzewania flaczków, zostałem napadnięty przez przedstawiciela rodziny owadów, którego nie cierpię najbardziej, bardziej niż komarów, bardziej niż nawet kleszczów, otóż zjawiły się meszki i to w takich ilościach, że nie mogłem nawet spokojnie oddychać, a co dopiero szykować posiłek. Ukąszenia tych owadów sprawiają że puchnę na twarzy, a skóra mnie pali jakbym miał poparzenie słoneczne, dlatego szybko przeniosłem się do namiotu i tam już zostałem do rana. Po pobudce o godzinie 6:00 próbowałem jeszcze trochę wysuszyć moje rzeczy, lecz na niewiele się to zdało i tak to mokry, pokąsany ale mimo to wyspany wyruszyłem o godzinie 7:00 na drugi etap szlaku. Jechałem tym razem dość szybko, by około godziny 11:30 dotrzeć do końca szlaku czyli miejsca skąd dzień wcześniej wyruszyłem.
Długość całego szlaku to około 185 km, choć moja trasa może być trochę dłuższa niż zakładana, ze względu na kilka błędów nawigacyjnych, które popełniłem oraz na kilka przypadków losowych, jak wspomniane tu zgubienie mapy. Kilka razy też uprościłem sobie drogę ze względu na to że pewne obiekty widziałem już dziesiątki razy oraz obfotografowałem je dokładnie. Czas w którym pokonałem trasę, czyli 15 godzin też może nie być żadną wykładnią dla innych, uważam że ten szlak zdecydowanie powinno się pokonywać wolniejszym tempem, by nic nie umknęło z piękna szlaku, tak jak mi umknęło, kilka ciekawych miejsc.
Ze swojej strony mogę śmiało polecić taką przygodę, dla wszystkich kochających rower i historię Polski.

Szlak dworów i pałaców pn Kaszub at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond

Brak komentarzy: