niedziela, 3 stycznia 2010

Rozpoczęcie roku rowerowego

Wraz z rozpoczęciem nowego roku czas na tradycyjne małe podsumowanie mojego rowerowego życia. W roku 2009 przejechałem swoim rowerem około 5800 km, dodać do tego należy jeszcze około 1000 przejechane na rowerze córki, tak więc w sumie wychodzi 6800 km. Myślę że to całkiem niezły wynik jak na takiego amatora jakim jestem, uważam również, że przy moim stylu życia jaki wiodę, pewnie już osiągnąłem maksimum kilometrażu rowerowego. Zeszły rok był dla mnie również rokiem przełomowym ze względu na to, że udało mi się przełamać i wybrać na dłuższą włóczęgę po Polsce, przewiduję w tym roku pojechać również na jakąś dłuższą wyprawę po kraju, ciężko jeszcze pisać o jakiś konkretach ale bardzo ciągną mnie Bieszczady.

Nowy rok 2010 rozpoczął się już dwa dni temu, a więc aby go godnie rozpocząć, wraz ze szwagrem Darkiem postanowiliśmy wybrać się na tradycyjną zimową włóczęgę po naszych arcyciekawych okolicach. Tym razem udaliśmy się w kierunku Salina.
Wyprawa dla mnie rozpoczęła się o godzinie 4.50 rano, by zdążyć na umówione miejsce spotkania, na godzinę 5.30 w Kniewie. Pogoda była piękna, trzymał lekki mróz, nad głową świecił księżyc w pełni i oświetlał mi drogę. W Kniewie stawiłem się 5 minut przed czasem, ale jak się później okazało w dalszą drogę musiałem wyruszyć sam, bo Darek z przyczyn technicznych spóźnił się na spotkanie i spotkaliśmy się dopiero później na trasie.
Przed Rybską Karczmą postanowiłem skręcić w lewo i jechać doliną rzeki Redy w kierunku Strzebielina, droga początkowo była dość komfortowa lecz im dalej oddalałem się od asfaltu tym było gorzej, zmarznięty śnieg, lód pękający pod kołami, zamarznięte błoto to wszystko sprawiało, że nie było mi łatwo. Tak jechałem aż na wysokość Zelewa gdzie otrzymałem info od mojego towarzysza, że czeka w Chynowiu. Dlatego też odbiłem w prawo i zacząłem się wspinać pod górę, po wyślizganym lodzie, zresztą ten rodzaj nawierzchni obowiązywał na większości dróg leśnych.
Z Chynowia już wspólnie, pojechaliśmy w kierunku Dąbrówki i jeziora Dąbrze. Pomału zaczął padać delikatny śnieżek a gdy dojechaliśmy na miejsce zaczęło się też rozwidniać. Okazało się, że jezioro Dąbrze, jak i wszystkie przez nas odwiedzone są kompletnie skute lodem. Pogoda była typowo zimowa, prószył śnieg, trzymał lekki mróz a do tego prawie nie wiało, a więc jechało się nam bardzo komfortowo. Następnym jeziorem odwiedzonym przez nas było jezioro Salińskie oraz wieś Salino z urokliwym cmentarzem, starą kaplicą cmentarną Rexinów oraz kamiennym kościołem pod wezwaniem Św. Józefa. Dalej pojechaliśmy w kierunku miejscowości, która kiedyś nazywała się Wódka a obecnie została przemianowana za sprawą niezadowolonych mieszkańców na Witków. Trochę dziwi mnie podejście tych mieszkańców, w dobie rozwijającej się turystyki nie dostrzec swojej szansy w tak niezwykłej nazwie? W Witkowie znajdują się ciekawy dwór z roku 1734 oraz park i zabudowania z XIX wieku. Z Witkowa przez Chrzanowo pojechaliśmy w kierunku jeziora Czarnego, po drodze mijając jeszcze jezioro Małe nad brzegiem, którego znaleźliśmy ruiny kilku zabudowań, tam też zjedliśmy śniadanie. Kontynuowaliśmy podróż ścieżką jazdy konnej, zwaną „Do doliny Redy”. Za małym jeziorkiem zwanym Ślepe, skręciliśmy do jeziora Czarnego, sprawdzić skąd wzięła się nazwa tego jeziora. Okazało się że jezioro Czarne jest koloru białego. Jako że zakładaliśmy aby nasza wycieczka skończyła się przed południem, obraliśmy kurs powrotny do Chynowa i tak to przez Dąbrówkę dotarliśmy na miejsce.
Byłem już trochę zmęczony (nie wspominając o moich czterech literach) ciągłymi upadkami na oblodzonych drogach, dlatego postanowiłem zjechać z Darkiem do Kniewa, samochodem i stamtąd kontynuować powrót do Wejherowa. Cała wycieczka okazała się bardzo udana i pełna niezapomnianych wrażeń. Droga przebyta to 66 km z tego około 8 km samochodem. Pod spodem tradycyjnie mapka i galeria.

Salino i okolice


Map your trip with EveryTrail
2010-01-02

Brak komentarzy: