poniedziałek, 18 maja 2020

Polska dookoła - 26.06.2016 dzień trzynasty, Kłopotnica - Lipnica Murowana

Pobudkę mimo niedzieli mam tradycyjnie o 6:30, tak już mam że lubię regularny tryb życia i staram siebie traktować w miarę surowo, bo tylko wtedy człowiek może coś w życiu osiągnąć i do czegoś tam dojść. Nocka była bardzo spokojna i cicha, bo spędzona w otulinie Magurskiego Parku Narodowego. Wprawdzie gdzieś opodal przejeżdżał około 23:00 samochód, ale w tych krzakach, w których się ukryłem, byłem nie do zauważenia. Za to ranek wstał piękny choć słoneczko wzeszło nie po tej stronie krzaków, co trzeba, a może po prostu o tym wieczorem nie myślałem. Poranna kawka, nagrywanie rozmów ze samym sobą i debata nad mapą.


Czuję że dziś będę miał ze sobą ciężko. Jest kolejna niedziela podczas mojej wyprawy, którą spędzam poza domem w samotności. Do tego wjeżdżam dziś do województwa Małopolskiego i znajdę się bardzo blisko Lipnicy Murowanej, w której przez ostatnie 15 lat mieszkał mój ojciec i do którego, jeździłem w odwiedziny kilka razy w roku, a teraz mija pół roku jak go już nie ma. Każdy kto doznał kiedyś takiej straty, ten wie o czym piszę. 
Jest człowiek, można mu wszystko powiedzieć lub się nie odzywać, można okazać uczucia bądź ich nie okazywać, można go odwiedzić lub nie, ale gdy umiera, to po prostu znika i już nic nie można, a wszystkie nasze niewypowiedziane słowa, nie okazane uczucia, nie spędzony czas pozostają już na zawsze z nami.
Wczoraj była miejscowość Samoklęski, a dziś rozpoczynam od Kłopotnicy i przeprawy przez strumień.


Następnie natrafiam na cmentarz z pierwszej Wojny Światowej, z napisami w języku niemieckim ale jak to na wszystkich tego typu cmentarzach leżą tam ludzie różnych narodowości, którzy byli obywatelami dwóch zwaśnionych krajów: Rosji i Niemiec.




W chwilę później wjeżdżam na teren Małopolski, z czego się nawet cieszę bo to jednak kolejny powód do dumy, że dojechałem aż tu rowerem i to dookoła granic. Nie ma lipy, ostatnio gdy tu byłem to jednak mocno skracałem i zajęło mi to 4 dni, a nie 13.



Nim jeszcze dotrę do Gorlic, które znane jest z tego, że było areną ciężkich walk w okresie I Wojny Światowej, napotykam na swojej drodze działające szyby wiertnicze wydobywające ropę naftową spod ziemi. Widok ten strasznie mnie zaskakuje, ale to tylko świadczy o tym jak mało ciągle wiem o naszym pięknym kraju.




Dzień płynie, teren jest wyjątkowo trudny dla rowerzysty, bo mocno górzysty. Upał mi mocno doskwiera, chwilami aż się słaniam podczas wpychania roweru pod większe góry, do tego jadę teraz główniejszą drogą którą pędzą jak szalone samochody. W tych warunkach szybko docieram do kresu wytrzymałości, a że wjeżdżam też w końcu do Gorlic, przez które przepływa potok Sękówka, postanawiam się w nim wykąpać licząc na to że w ten sposób odzyskam werwę i lepiej się może poczuję, bo dzień wcześniej nie miałem możliwości kąpieli, a po całym dniu w na rowerze, w upale, człowiek tego bardzo potrzebuje.


Niestety takie krótkotrwałe przerywniki już nie pomagają. Wspinając się na kolejną górę, gdy mój telefon wyłączył się już od przegrzania z gorąca, dochodzę do wniosku... Dość! Wchodzę na najbliższy przystanek autobusowy, który jest na szczęście drewniany, osłonięty z każdej strony, zapalam papierosa i beczę jak dzieciak. Chwilę później dzwonię do Lipnicy i proszę żonę mojego ojca o pomoc i transport do Lipnicy, muszę odpocząć, na prawdę jeszcze chyba nigdy aż tak nie potrzebowałem wypoczynku jak wtedy. Dogadujemy się z Grażyną, że dotrę do Nowego Sącza, a tam odbierze mnie znajomy zabierając mnie wraz z rowerem i całym moim majdanem.




Gdy już docieram do umówionego miejsca, natychmiast zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że aż tak mnie ten dzień wykończył, szybko sobie tłumaczę że to jednak nie tylko ten jeden dzień, ale suma ostatnich dwóch tygodni, tak na mnie wpłynęła. Czas trochę poluzować dyscyplinę względem siebie, wtedy tego jeszcze nie wiedziałem, ale teraz już wiem, że to nic nadzwyczajnego i w życiu każdego podróżnika przychodzi taki moment kryzysu. Wtedy nie ma już sensu dłużej smagać się batem, tylko trzeba się położyć i odpocząć. 
Nie do wiary, ale tego dnia przejechałem zaledwie 60 km. 


Wróciła możliwość wstawiania moich krótkich filmików, tak więc publikuję tu kolejny, z tego dnia.



Brak komentarzy: