No i dopiąłem swego... Na mój sukces złożyły się mozolne wielomiesięczne przygotowania i treningi, świetnie przygotowana przez organizatorów mapa, całkiem niezła pogoda (choć mogło być trochę cieplej)no spora determinacja by przekroczyć wreszcie granicę 100 km.
Z Wejherowa wyruszyliśmy we trzech czyli ja, Piotr i Darek, o godzinie 18.30 i tym razem musieliśmy dojechać do Kościerzyny by tam stanąć przed wyzwaniem pokonania swoich słabości. Początkowo trochę się stresowałem, że baza rajdu i start znajdują w zupełnie innych miejscach a do tego parking dla uczestników nie istniał tylko trzeba było korzystać z parkingów przy okolicznych sklepach. W końcu jednak udało się w miarę blisko zaparkować i mogliśmy zgłosić się po numery startowe. Jeszcze przed 21:00 lataliśmy po mieście w poszukiwaniu sklepu z długopisami bo żaden z nas nie pomyślał o tym by zabrać z domu, idąc już na start, który był umiejscowiony na rynku głównym o około 1 km od bazy, udało się nam kupić długopisy w sklepie nocnym. O 20:57 nastąpiło tradycyjnie rozdanie map i o 21:00 wystartowaliśmy, początkowo asekurowani przez straż miejską, która wyprowadziła nas z miasta. Tak jak zawsze na pierwszy punkt szliśmy w tłumie ludzi z czołówkami, lecz gdy tylko trochę się rozluźniło rozpoczęliśmy bieg. Pierwszy punkt znajdował się na północny zachód od Kościerzyny i umiejscowiony był przy diabelskim kamieniu (6 km). Następnie pobiegliśmy na północny zachód nad jezioro Lubowisko (8 km). Kolejny punkt umiejscowiony był w byłej bazie wojskowej w okolicach Gostomia, do tego punktu również dobiegliśmy (9 km). Dalej nasz bieg zaczął się rwać i trwał jeszcze do jeziora Gostomińskiego, a do punktu 4 (6 km) doszliśmy już szybkim marszem. Nasz bieg trwał około 26 km, ale to pozwoliło nam wypracować niezłą rezerwę czasową. W drodze do punktu 5 (6 km), znajdującego się pod wiaduktem kolejowym na wschód od Łubiany, próbowaliśmy jeszcze podejmować próby biegania ale to było już ponad nasze siły. Zrobiło się strasznie zimno, tak że postanowiliśmy poubierać kurtki i byliśmy sami sobie wdzięczni za to, że je zabraliśmy. Punkt 6 (4 km) usytuowany był na skrzyżowaniu dróg leśnych na wschód od Lipusza, potem była siódemka na wschód od Kościerzyny (6 km) i o godzinie 6:00 osiągnęliśmy bazę rajdu a jednocześnie 8 punkt w czasie 9 godzin (5 km). Nasz plan zakładał drzemkę w bazie i odpoczynek przed wyruszeniem na drugą pętlę i muszę się przyznać, że obawiałem się tej przerwy, jak się później okazało niesłusznie. Po półtorej godziny snu wstaliśmy około 8:00, choć nie wszyscy bo Piotr postanowił pozostać w bazie i zrezygnował z drugiej pętli. Wcale mu się nie dziwię, w końcu był to jego pierwszy Harpagan i jak na pierwszy raz, ukończyć pierwszą pętlę w czasie 9 godzin to naprawdę rewelacyjny wynik.
Ponownie na trasę wyruszyliśmy około 9:00. Punkt 9 (4 km) i 10 (9 km) poszły nam jak z płatka, przy 11 (5 km) zaczęliśmy odczuwać zmęczenie. Darkowi zaczęły doskwierać też odciski, gdyż niefortunnie zmienił buty na teoretycznie wygodniejsze. Do 12 (5 km) jakoś dotarliśmy, najgorsza dla nas miała być jednak 13 (12 km), wiedziałem że jeśli uda nam się przebyć te 12 km to damy już radę dojść do mety, na szczęście zdobyliśmy ten punkt, a później punkty 14 (4 km) i 15 (6 km), który w zasadzie był chyba najtrudniejszym nawigacyjnie punktem ze wszystkich. Na metę (5 km) dotarliśmy o 19.17 z czasem 22 h i 17 min, trasa przebyta to 103 km, a czas podróży, po odliczeniu postojów 17 h i 56 min.
Satysfakcja z ukończenia tego rajdu jest nieprawdopodobna, tym bardziej że jeszcze rok wcześniej tylko marzyłem aby tego dokonać.
Wreszcie Harpagan at EveryTrail
EveryTrail - Find the best
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz