Po harpaganowych przygodach z lubością powróciłem na rower, dlatego korzystając dziś ze znośnej pogody i pięknej jesieni postanowiłem powspinać się na górki w okolicach Śmiechowa. Trasa nie była wcale długa, ale za to doznania estetyczne były wspaniałe.
Jesień at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond
niedziela, 24 października 2010
niedziela, 17 października 2010
Harpagan
No i dopiąłem swego... Na mój sukces złożyły się mozolne wielomiesięczne przygotowania i treningi, świetnie przygotowana przez organizatorów mapa, całkiem niezła pogoda (choć mogło być trochę cieplej)no spora determinacja by przekroczyć wreszcie granicę 100 km.
Z Wejherowa wyruszyliśmy we trzech czyli ja, Piotr i Darek, o godzinie 18.30 i tym razem musieliśmy dojechać do Kościerzyny by tam stanąć przed wyzwaniem pokonania swoich słabości. Początkowo trochę się stresowałem, że baza rajdu i start znajdują w zupełnie innych miejscach a do tego parking dla uczestników nie istniał tylko trzeba było korzystać z parkingów przy okolicznych sklepach. W końcu jednak udało się w miarę blisko zaparkować i mogliśmy zgłosić się po numery startowe. Jeszcze przed 21:00 lataliśmy po mieście w poszukiwaniu sklepu z długopisami bo żaden z nas nie pomyślał o tym by zabrać z domu, idąc już na start, który był umiejscowiony na rynku głównym o około 1 km od bazy, udało się nam kupić długopisy w sklepie nocnym. O 20:57 nastąpiło tradycyjnie rozdanie map i o 21:00 wystartowaliśmy, początkowo asekurowani przez straż miejską, która wyprowadziła nas z miasta. Tak jak zawsze na pierwszy punkt szliśmy w tłumie ludzi z czołówkami, lecz gdy tylko trochę się rozluźniło rozpoczęliśmy bieg. Pierwszy punkt znajdował się na północny zachód od Kościerzyny i umiejscowiony był przy diabelskim kamieniu (6 km). Następnie pobiegliśmy na północny zachód nad jezioro Lubowisko (8 km). Kolejny punkt umiejscowiony był w byłej bazie wojskowej w okolicach Gostomia, do tego punktu również dobiegliśmy (9 km). Dalej nasz bieg zaczął się rwać i trwał jeszcze do jeziora Gostomińskiego, a do punktu 4 (6 km) doszliśmy już szybkim marszem. Nasz bieg trwał około 26 km, ale to pozwoliło nam wypracować niezłą rezerwę czasową. W drodze do punktu 5 (6 km), znajdującego się pod wiaduktem kolejowym na wschód od Łubiany, próbowaliśmy jeszcze podejmować próby biegania ale to było już ponad nasze siły. Zrobiło się strasznie zimno, tak że postanowiliśmy poubierać kurtki i byliśmy sami sobie wdzięczni za to, że je zabraliśmy. Punkt 6 (4 km) usytuowany był na skrzyżowaniu dróg leśnych na wschód od Lipusza, potem była siódemka na wschód od Kościerzyny (6 km) i o godzinie 6:00 osiągnęliśmy bazę rajdu a jednocześnie 8 punkt w czasie 9 godzin (5 km). Nasz plan zakładał drzemkę w bazie i odpoczynek przed wyruszeniem na drugą pętlę i muszę się przyznać, że obawiałem się tej przerwy, jak się później okazało niesłusznie. Po półtorej godziny snu wstaliśmy około 8:00, choć nie wszyscy bo Piotr postanowił pozostać w bazie i zrezygnował z drugiej pętli. Wcale mu się nie dziwię, w końcu był to jego pierwszy Harpagan i jak na pierwszy raz, ukończyć pierwszą pętlę w czasie 9 godzin to naprawdę rewelacyjny wynik.
Ponownie na trasę wyruszyliśmy około 9:00. Punkt 9 (4 km) i 10 (9 km) poszły nam jak z płatka, przy 11 (5 km) zaczęliśmy odczuwać zmęczenie. Darkowi zaczęły doskwierać też odciski, gdyż niefortunnie zmienił buty na teoretycznie wygodniejsze. Do 12 (5 km) jakoś dotarliśmy, najgorsza dla nas miała być jednak 13 (12 km), wiedziałem że jeśli uda nam się przebyć te 12 km to damy już radę dojść do mety, na szczęście zdobyliśmy ten punkt, a później punkty 14 (4 km) i 15 (6 km), który w zasadzie był chyba najtrudniejszym nawigacyjnie punktem ze wszystkich. Na metę (5 km) dotarliśmy o 19.17 z czasem 22 h i 17 min, trasa przebyta to 103 km, a czas podróży, po odliczeniu postojów 17 h i 56 min.
Satysfakcja z ukończenia tego rajdu jest nieprawdopodobna, tym bardziej że jeszcze rok wcześniej tylko marzyłem aby tego dokonać.
Wreszcie Harpagan at EveryTrail
EveryTrail - Find the best
Z Wejherowa wyruszyliśmy we trzech czyli ja, Piotr i Darek, o godzinie 18.30 i tym razem musieliśmy dojechać do Kościerzyny by tam stanąć przed wyzwaniem pokonania swoich słabości. Początkowo trochę się stresowałem, że baza rajdu i start znajdują w zupełnie innych miejscach a do tego parking dla uczestników nie istniał tylko trzeba było korzystać z parkingów przy okolicznych sklepach. W końcu jednak udało się w miarę blisko zaparkować i mogliśmy zgłosić się po numery startowe. Jeszcze przed 21:00 lataliśmy po mieście w poszukiwaniu sklepu z długopisami bo żaden z nas nie pomyślał o tym by zabrać z domu, idąc już na start, który był umiejscowiony na rynku głównym o około 1 km od bazy, udało się nam kupić długopisy w sklepie nocnym. O 20:57 nastąpiło tradycyjnie rozdanie map i o 21:00 wystartowaliśmy, początkowo asekurowani przez straż miejską, która wyprowadziła nas z miasta. Tak jak zawsze na pierwszy punkt szliśmy w tłumie ludzi z czołówkami, lecz gdy tylko trochę się rozluźniło rozpoczęliśmy bieg. Pierwszy punkt znajdował się na północny zachód od Kościerzyny i umiejscowiony był przy diabelskim kamieniu (6 km). Następnie pobiegliśmy na północny zachód nad jezioro Lubowisko (8 km). Kolejny punkt umiejscowiony był w byłej bazie wojskowej w okolicach Gostomia, do tego punktu również dobiegliśmy (9 km). Dalej nasz bieg zaczął się rwać i trwał jeszcze do jeziora Gostomińskiego, a do punktu 4 (6 km) doszliśmy już szybkim marszem. Nasz bieg trwał około 26 km, ale to pozwoliło nam wypracować niezłą rezerwę czasową. W drodze do punktu 5 (6 km), znajdującego się pod wiaduktem kolejowym na wschód od Łubiany, próbowaliśmy jeszcze podejmować próby biegania ale to było już ponad nasze siły. Zrobiło się strasznie zimno, tak że postanowiliśmy poubierać kurtki i byliśmy sami sobie wdzięczni za to, że je zabraliśmy. Punkt 6 (4 km) usytuowany był na skrzyżowaniu dróg leśnych na wschód od Lipusza, potem była siódemka na wschód od Kościerzyny (6 km) i o godzinie 6:00 osiągnęliśmy bazę rajdu a jednocześnie 8 punkt w czasie 9 godzin (5 km). Nasz plan zakładał drzemkę w bazie i odpoczynek przed wyruszeniem na drugą pętlę i muszę się przyznać, że obawiałem się tej przerwy, jak się później okazało niesłusznie. Po półtorej godziny snu wstaliśmy około 8:00, choć nie wszyscy bo Piotr postanowił pozostać w bazie i zrezygnował z drugiej pętli. Wcale mu się nie dziwię, w końcu był to jego pierwszy Harpagan i jak na pierwszy raz, ukończyć pierwszą pętlę w czasie 9 godzin to naprawdę rewelacyjny wynik.
Ponownie na trasę wyruszyliśmy około 9:00. Punkt 9 (4 km) i 10 (9 km) poszły nam jak z płatka, przy 11 (5 km) zaczęliśmy odczuwać zmęczenie. Darkowi zaczęły doskwierać też odciski, gdyż niefortunnie zmienił buty na teoretycznie wygodniejsze. Do 12 (5 km) jakoś dotarliśmy, najgorsza dla nas miała być jednak 13 (12 km), wiedziałem że jeśli uda nam się przebyć te 12 km to damy już radę dojść do mety, na szczęście zdobyliśmy ten punkt, a później punkty 14 (4 km) i 15 (6 km), który w zasadzie był chyba najtrudniejszym nawigacyjnie punktem ze wszystkich. Na metę (5 km) dotarliśmy o 19.17 z czasem 22 h i 17 min, trasa przebyta to 103 km, a czas podróży, po odliczeniu postojów 17 h i 56 min.
Satysfakcja z ukończenia tego rajdu jest nieprawdopodobna, tym bardziej że jeszcze rok wcześniej tylko marzyłem aby tego dokonać.
Wreszcie Harpagan at EveryTrail
EveryTrail - Find the best
wtorek, 12 października 2010
Lubomir - Lubogoszcz
Ludzie lubują się w magi liczb i dat, w sumie nie wiem dlaczego, ale coś w tym musi być, skoro ja sam lubię w takich dniach robić ciekawe rzeczy. Swego czasu 13 w piątek zdobywałem Turbacz, później 29 lutego wchodziłem na Pilsko. Tym razem przyszedł czas na datę 10.10.10r. Jako że w tym dniu dodatkowo obchodzę urodziny a na dodatek tak się złożyło, że sprawy rodzinne zagnały mnie na południe Polski, cóż było robić jak nie wybrać się w góry?
Moim celem było przy okazji potrenowanie chodzenia przed Harpaganem dlatego chciałem przejść jak najwięcej kilometrów. Wystartowałem z Pcimia o godzinie 8:00 kierując się czarnym szlakiem na Lubomir. Początkowo towarzyszyła mi mgła i minusowa temperatura, ale cieszyłem się z tego powodu gdyż wiedziałem, jakie widoki czekają mnie na górze gdzie mgły nie będzie. Tak też się stało myślę, że nieźle oddają to moje zdjęcia. Gdy nasyciłem się widokiem Beskidu Wyspowego, ruszyłem do schroniska na Kudłaczach. Gdzie o godzinie 10.00 (!) wypiłem urodzinowe piwko. Dalej poszedłem szlakiem czerwonym na szczyt Lubomira spod którego podziwiałem piękną panoramę doliny ciągnącej się aż do Myślenic, następnie wróciłem się kawałek do szlaku żółtego, dlatego że początkowo chciałem nim zejść aż do wsi Lubień, a stamtąd czarnym szlakiem poprzez Szczebel wejść na Lubogoszcz. Mimo, że tempo miałem naprawdę całkiem niezłe zacząłem się obawiać, że na te trzy góry nie starczy mi czasu, do tego gdy ujrzałem Lubogoszcz wyłaniający się spośród drzew, zrozumiałem że trochę za dużo sobie zadałem na te parę godzin. Musiałem więc zrewidować swój plan i zszedłem z żółtego szlaku do doliny oddzielającej obie góry i na szczyt Lubogosczy zachodniej, wszedłem już bez szlaku za to bardzo stromym podejściem, później przeszedłem grzbietem góry na właściwy szczyt i stamtąd czerwonym szlakiem do Kasiny Wielkiej, małej ojczyzny naszej kochanej Justyny Kowalczyk. Całą wyprawę zakończyłem na przełęczy Gruszowiec w "barze pod Cyckiem" około godziny 17:30, podziwiając przecudny zachód słońca. Długość całej trasy wyniosła chyba lekko ponad 30 km, piszę "chyba", bo w moim GPSie w międzyczasie skończyły się baterie i kawałek trasy mi umknął, za to przewyższenia tej trasy były całkiem niezłe.
Lubomir - Lubogoszcz at EveryTrail
EveryTrail - Find the best
Moim celem było przy okazji potrenowanie chodzenia przed Harpaganem dlatego chciałem przejść jak najwięcej kilometrów. Wystartowałem z Pcimia o godzinie 8:00 kierując się czarnym szlakiem na Lubomir. Początkowo towarzyszyła mi mgła i minusowa temperatura, ale cieszyłem się z tego powodu gdyż wiedziałem, jakie widoki czekają mnie na górze gdzie mgły nie będzie. Tak też się stało myślę, że nieźle oddają to moje zdjęcia. Gdy nasyciłem się widokiem Beskidu Wyspowego, ruszyłem do schroniska na Kudłaczach. Gdzie o godzinie 10.00 (!) wypiłem urodzinowe piwko. Dalej poszedłem szlakiem czerwonym na szczyt Lubomira spod którego podziwiałem piękną panoramę doliny ciągnącej się aż do Myślenic, następnie wróciłem się kawałek do szlaku żółtego, dlatego że początkowo chciałem nim zejść aż do wsi Lubień, a stamtąd czarnym szlakiem poprzez Szczebel wejść na Lubogoszcz. Mimo, że tempo miałem naprawdę całkiem niezłe zacząłem się obawiać, że na te trzy góry nie starczy mi czasu, do tego gdy ujrzałem Lubogoszcz wyłaniający się spośród drzew, zrozumiałem że trochę za dużo sobie zadałem na te parę godzin. Musiałem więc zrewidować swój plan i zszedłem z żółtego szlaku do doliny oddzielającej obie góry i na szczyt Lubogosczy zachodniej, wszedłem już bez szlaku za to bardzo stromym podejściem, później przeszedłem grzbietem góry na właściwy szczyt i stamtąd czerwonym szlakiem do Kasiny Wielkiej, małej ojczyzny naszej kochanej Justyny Kowalczyk. Całą wyprawę zakończyłem na przełęczy Gruszowiec w "barze pod Cyckiem" około godziny 17:30, podziwiając przecudny zachód słońca. Długość całej trasy wyniosła chyba lekko ponad 30 km, piszę "chyba", bo w moim GPSie w międzyczasie skończyły się baterie i kawałek trasy mi umknął, za to przewyższenia tej trasy były całkiem niezłe.
Lubomir - Lubogoszcz at EveryTrail
EveryTrail - Find the best
niedziela, 3 października 2010
Jelenia Góra
Choć nazwa tej wyprawy mogłaby sugerować wycieczkę na południe Polski, w rzeczywistości nie musiałem aż tak daleko jechać by znaleźć górę o tej nazwie. Odwiedziny Jeleniej Góry chodziły mi po głowie od dawna, przynajmniej od 2 lat, aż w końcu postanowiłem zrealizować plan dziś.
Pogoda dziś była przepiękna, wręcz wymarzona na rower, temperatura około 13 stopni, słońce i bezchmurne niebo, jedynym czynnikiem który trochę przeszkadzał był dość silny wiatr, ale z racji że większość mojej drogi wiodła lasami to nie przeszkadzało to aż tak bardzo. Jaką wybrałem trasę dojazdu widać na mapce pod spodem, więc nie będę jej opisywał, napiszę tylko że to bardzo dobra i szybka trasa, by dostać się z Wejherowa do zboczy Jeleniej Góry.
Góra mnie zaskoczyła, jak mało która na naszym terenie, od doliny rzeki Łeby do szczytu trzeba pokonać aż 170 m stromego podjazdu, wspinając się na szczyt przychodziły mi na myśl porównania wspinaczki na szczyty Beskidów i to zarówno odnośnie stromizny jak i drogi wiodącej wśród lasów, głębokim wąwozem.
Po dotarciu na szczyt poczułem się spełniony, na szczycie drzewa zostały wycięte a w ich miejsce powstała platforma widokowa. Zagospodarowanie szczytu jest przykładem na to jak to powinno wyglądać, a przy tym zmiany w przyrodzie są bardzo dyskretne i subtelne. Widoki z góry są bajeczne, napawanie się nimi zajęło mi prawie godzinę, po czym ruszyłem w drogę powrotną. Po drodze próbowałem jeszcze znaleźć geocacha w okolicy szczytu lecz mi się to nie udało, a to już jest powód by tam powrócić :-) Udało mi się znaleźć za to innego geocacha zatytułowanego "schody do lasu".
Wracając, zahaczyłem jeszcze o dwór w Paraszynie, byłem tam pierwszy raz i muszę powiedzieć, że miejsce to wywarło na mnie niesamowite wrażenie, w zasadzie nawet ciężko opisać jakie, najlepiej proponuję przekonać się o tym osobiście, zabrać tam rodzinę, w niedzielne popołudnie na przykład na obiad.
Długość dzisiejszej trasy to około 61 km.
Jelenia Góra at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond
Pogoda dziś była przepiękna, wręcz wymarzona na rower, temperatura około 13 stopni, słońce i bezchmurne niebo, jedynym czynnikiem który trochę przeszkadzał był dość silny wiatr, ale z racji że większość mojej drogi wiodła lasami to nie przeszkadzało to aż tak bardzo. Jaką wybrałem trasę dojazdu widać na mapce pod spodem, więc nie będę jej opisywał, napiszę tylko że to bardzo dobra i szybka trasa, by dostać się z Wejherowa do zboczy Jeleniej Góry.
Góra mnie zaskoczyła, jak mało która na naszym terenie, od doliny rzeki Łeby do szczytu trzeba pokonać aż 170 m stromego podjazdu, wspinając się na szczyt przychodziły mi na myśl porównania wspinaczki na szczyty Beskidów i to zarówno odnośnie stromizny jak i drogi wiodącej wśród lasów, głębokim wąwozem.
Po dotarciu na szczyt poczułem się spełniony, na szczycie drzewa zostały wycięte a w ich miejsce powstała platforma widokowa. Zagospodarowanie szczytu jest przykładem na to jak to powinno wyglądać, a przy tym zmiany w przyrodzie są bardzo dyskretne i subtelne. Widoki z góry są bajeczne, napawanie się nimi zajęło mi prawie godzinę, po czym ruszyłem w drogę powrotną. Po drodze próbowałem jeszcze znaleźć geocacha w okolicy szczytu lecz mi się to nie udało, a to już jest powód by tam powrócić :-) Udało mi się znaleźć za to innego geocacha zatytułowanego "schody do lasu".
Wracając, zahaczyłem jeszcze o dwór w Paraszynie, byłem tam pierwszy raz i muszę powiedzieć, że miejsce to wywarło na mnie niesamowite wrażenie, w zasadzie nawet ciężko opisać jakie, najlepiej proponuję przekonać się o tym osobiście, zabrać tam rodzinę, w niedzielne popołudnie na przykład na obiad.
Długość dzisiejszej trasy to około 61 km.
Jelenia Góra at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond
Subskrybuj:
Posty (Atom)