"I w ciszę poranka pobiegły
słowa nauczonej przez matkę modlitwy.
Wśród obcej pustynnej krainy,
po polsku na głos, modli się włóczęga.
Modliłem się i ja, i piasek, i głazy."
Te piękne słowa napisane przez Kazimierza Nowaka, zostały wyryte na tablicy upamiętniającej jego niezwykły wyczyn.
Moim maleńkim wyczynem postanowiłem oddać hołd temu niezwykłemu człowiekowi, poczuć jednocześnie atmosferę miejsca, z którego wyruszył,w którym żył, a także miejsca w którym spoczął po śmierci.
Swoją wyprawę rozpocząłem około godziny szóstej rano w Wejherowie, z założeniem że nie powinienem jechać dłużej niż 2 dni, a więc na dzień powinno przypaść około 170 km.
Tak też właśnie było, bo pierwszy nocleg, oczywiście pod namiotem, miałem nad jeziorem w Kamieniu Krajeńskim, na świetnie przygotowanym kempingu, ze strzeżonym kąpieliskiem i innymi atrakcjami. Gorąco polecam ten właśnie teren ze względu na świetne przygotowanie, dla turystów.
Kolejny nocleg już po odnalezieniu cmentarza górczyńskiego na Łazarzu, miałem około 10 km za Poznaniem, ponieważ ceny w samym Poznaniu przekraczały mój skromny budżet wyprawowy.
Odwiedziny u Kazimierza Nowaka at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
Wraz z tym postem wprowadzam pewną nowość w swoim blogu, otóż przestaję korzystać z galerii Picassa, a przerzucam się na galerię Windows Live. Czynię tak ze względu na ograniczoną pojemność przestrzeni na serwerze Google, która wynosi 1GB i wkrótce mi się skończy, a Google za zwiększenie przestrzeni każe sobie słono płacić i to co roku. Tymczasem w usłudze Windows mam całkowicie darmowo 20GB. Dla odwiedzających tego bloga nie ma to w zasadzie większego znaczenia, piszę to jednak bo może kogoś to zainteresuje.
piątek, 30 lipca 2010
sobota, 24 lipca 2010
Lipnica Murowana
Jak co roku odwiedziliśmy Lipnicę Murowaną, w której, w okresie wakacyjnym, na początku lipca odbywa się odpust św. Szymona z Lipnicy. Lipnica jest w Polsce znana przede wszystkim z gigantycznych palm wielkanocnych stawianych na rynku w niedzielę palmową. Nie wszyscy jednak wiedzą, że z tej miejscowości pochodzi dwoje świętych i jedna błogosławiona. Historia tej miejscowości jest również niezwykła, miasto zostało założone w XIV wieku przez Władysława Łokietka, po szczegóły odsyłam do Wikipedii.
Pierwszą pieszą wycieczką z cyklu lipnickich, którą zamierzam opisać jest wyprawa dnem Piekarskiego potoku. Startujemy przy dworze, w którym urodziły się i wychowały siostry Ledóchowskie, z których jedna została świętą a druga błogosławioną. Przechodzimy przez piękny, choć trochę zaniedbany park za dworem. W parku tym mijamy kopiec z posadzonym na nim dębem, który również jest zabytkiem. Wychodzimy z parku i kierujemy się do lasu, po przejściu przez mostek nad Piekarskim potokiem, natrafiamy na źródło wody. Dalej podążamy w górę potoku, dzień jest wyjątkowo upalny, w słońcu temperatura oscyluje w okolicach 40 stopni a tutaj jest za to wyjątkowo przyjemnie, stopy chłodzi potok, z góry ocieniają nas drzewa. Po pewnym czasie docieramy do kaplicy świętego Nepomucena, którego historia związana jest z Czechami, ale jego kult dotarł aż do tych ziem, scena zrzucenia go do Wełtawy przedstawiona jest na ołtarzu kościoła św. Mikołaja z Miry w Bochni. Chyba nikt już nie wie w Lipnicy jak stara jest ta kaplica, wiem tylko, że została ona ładnie odnowiona i jest wreszcie zadbana, bo gdy podziwialiśmy ją za pierwszym razem, wyglądała trochę inaczej. Od kaplicy kierujemy się dalej w górę potoku, mijamy betonowy bród i zniszczony przez ostatnią powódź drewniany mostek. W końcu docieramy do wodospadu, gdzie dajemy upust naszym talentom inżynierskim i budujemy tamy, które spiętrzają wodę na tyle, by móc się wykąpać w chłodnej wodzie. W trakcie budowy odkrywamy, że w potoku pływają pstrągi.
Cali mokrzy i szczęśliwi wracamy już drogą biegnącą wzdłuż rzeczki do Lipnicy.
Piekarski potok at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
Kolejną wyprawą był bieg na orientację, który podjąłem sam. Początkowo chciałem z pomocą niezbyt dokładnej mapy i kompasu, dotrzeć do góry Duchowej, którą miejscowi nazywają również górą Szubieniczną, ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia...
Wyruszyłem znów spod dworu Ledóchowskich, tym razem szosą nr 966 w kierunku wschodnim. Kierując się mapą po pewnym czasie skręcam na południe i pnę się pod górę, by po jakimś czasie dotrzeć do gospodarstwa, co trochę zbija mnie z tropu. Na szczęście brama jest otwarta a za gospodarstwem widać dalszy ciąg drogi prowadzący przez pola do góry. Wchodzę więc na posesję i zdziwionego właściciela pytam czy dotrę tędy do Duchowej góry, oczywiście otrzymuję twierdzącą odpowiedź dlatego spiesznie opuszczam gospodarstwo i kontynuuję kierunek południe. Po pewnym czasie docieram do lasu i tu zagłębiam się w zarośla, idąc ciągle drogą, która wygląda na to, że kiedyś była bardziej uczęszczana. Docieram na szczyt, obchodzę go dookoła, podziwiając formację skalną i dziwny kopiec przy północnym zboczu góry. Skąd wzięła się nazwa tej góry? Miejscowi twierdzą, że w dawnych czasach na tej górze, stała miejska szubienica i wykonywane były tu wyroki śmierci na nieszczęśnikach. Miejsce jest rzeczywiście niezwykłe, na górze panuje cisza i jakaś dziwna atmosfera tajemniczości. No skoro dotarłem w miarę szybko na ten szczyt a dnia zostało jeszcze parę godzin postanawiam odwiedzić kolejny szczyt nazwany Ostrą górą. Ruszam znów w kierunku wschodnim, starając się znaleźć jakąś drogę, trochę martwi mnie fakt, że na szczyt nie prowadzi żadna droga, ale myślę że dam jakoś radę. Schodzę ze szczytu i kończę przedzieranie się przez zarośla stając wreszcie na łączce, gdy chcę spojrzeć na mapę którą trzymałem cały czas w ręku, dostrzegam, że jej nie mam. Muszę wrócić po śladzie GPS na szczyt, okazuje się że mapa wypadła mi z ręki przy kopcu na szczycie... Na całą operację straciłem chyba pół godziny, ale ruszam dalej, docieram wreszcie do drogi, ale analizując mapę wiem już, że drogą tą prędzej dotrę do Szpilówki niż do Ostrej, dlatego modyfikuję plan i idę na Szpilówkę. W drodze na szczyt przypomina mi się że w okolicy znajduje się pustelnia, w której przebywał kolejny święty. Taka to ziemia, że rodzi świętych.
Szybko zaliczam Szpilówkę, gdzie widocznie po jakimś rajdzie na orientację pozostał punkt kontrolny z dziurkaczem, odbijam znaczek na mapie i dalej już biegiem, zielonym szlakiem zdążam do pustelni Św. Urbana. Docieram do rozgałęzienia szlaku i w prawo bardzo stromym zejściem docieram pod pustelnię, spod stóp której wypływa mnóstwo wody. Jestem tym faktem wielce uradowany bo jako że wycieczka nie miała być długa zabrałem ze sobą niewiele wody i musiałem ją oszczędzać. Napiłem się do syta pysznej wody, która podobno ma cudowne właściwości, szczególnie leczy wzrok. miejsce jest niezwykłe, legenda mówi że na tym miejscu swoją pustelnię miał św. Urban, który później poszedł krzewić wiarę chrześcijańską aż w końcu został papieżem.
Zaczyna się ściemniać, w lesie i górach ten fakt zachodzi zdecydowanie szybciej, więc ostatnim i najważniejszym moim celem jest wrócić do domu, wspinam się więc do zielonego szlaku. Ale tu daje znać o sobie moja niechęć do powrotu tą samą drogą postanawiam więc iść dalej szlakiem by przy najbliższej okazji odbić w lewo do szosy. Niestety okazja taka się nie zdarza, dochodzę prawie do szosy do Iwkowej i dopiero schodzę w dół przedzierając jak przez dżunglę, wzdłuż potoku. Gdy wreszcie docieram do drogi nr 966, mam do przebiegnięcia ładnych parę kilometrów. Do domu wracam już po ciemku, spocony, obolały i bardzo szczęśliwy. Okazało się że moja wycieczka miała długość prawie 19 km.
Szczyty okolic Lipnicy Murowanej at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
Pierwszą pieszą wycieczką z cyklu lipnickich, którą zamierzam opisać jest wyprawa dnem Piekarskiego potoku. Startujemy przy dworze, w którym urodziły się i wychowały siostry Ledóchowskie, z których jedna została świętą a druga błogosławioną. Przechodzimy przez piękny, choć trochę zaniedbany park za dworem. W parku tym mijamy kopiec z posadzonym na nim dębem, który również jest zabytkiem. Wychodzimy z parku i kierujemy się do lasu, po przejściu przez mostek nad Piekarskim potokiem, natrafiamy na źródło wody. Dalej podążamy w górę potoku, dzień jest wyjątkowo upalny, w słońcu temperatura oscyluje w okolicach 40 stopni a tutaj jest za to wyjątkowo przyjemnie, stopy chłodzi potok, z góry ocieniają nas drzewa. Po pewnym czasie docieramy do kaplicy świętego Nepomucena, którego historia związana jest z Czechami, ale jego kult dotarł aż do tych ziem, scena zrzucenia go do Wełtawy przedstawiona jest na ołtarzu kościoła św. Mikołaja z Miry w Bochni. Chyba nikt już nie wie w Lipnicy jak stara jest ta kaplica, wiem tylko, że została ona ładnie odnowiona i jest wreszcie zadbana, bo gdy podziwialiśmy ją za pierwszym razem, wyglądała trochę inaczej. Od kaplicy kierujemy się dalej w górę potoku, mijamy betonowy bród i zniszczony przez ostatnią powódź drewniany mostek. W końcu docieramy do wodospadu, gdzie dajemy upust naszym talentom inżynierskim i budujemy tamy, które spiętrzają wodę na tyle, by móc się wykąpać w chłodnej wodzie. W trakcie budowy odkrywamy, że w potoku pływają pstrągi.
Cali mokrzy i szczęśliwi wracamy już drogą biegnącą wzdłuż rzeczki do Lipnicy.
Piekarski potok at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
2010-07-17 Piekarski potok |
Wyruszyłem znów spod dworu Ledóchowskich, tym razem szosą nr 966 w kierunku wschodnim. Kierując się mapą po pewnym czasie skręcam na południe i pnę się pod górę, by po jakimś czasie dotrzeć do gospodarstwa, co trochę zbija mnie z tropu. Na szczęście brama jest otwarta a za gospodarstwem widać dalszy ciąg drogi prowadzący przez pola do góry. Wchodzę więc na posesję i zdziwionego właściciela pytam czy dotrę tędy do Duchowej góry, oczywiście otrzymuję twierdzącą odpowiedź dlatego spiesznie opuszczam gospodarstwo i kontynuuję kierunek południe. Po pewnym czasie docieram do lasu i tu zagłębiam się w zarośla, idąc ciągle drogą, która wygląda na to, że kiedyś była bardziej uczęszczana. Docieram na szczyt, obchodzę go dookoła, podziwiając formację skalną i dziwny kopiec przy północnym zboczu góry. Skąd wzięła się nazwa tej góry? Miejscowi twierdzą, że w dawnych czasach na tej górze, stała miejska szubienica i wykonywane były tu wyroki śmierci na nieszczęśnikach. Miejsce jest rzeczywiście niezwykłe, na górze panuje cisza i jakaś dziwna atmosfera tajemniczości. No skoro dotarłem w miarę szybko na ten szczyt a dnia zostało jeszcze parę godzin postanawiam odwiedzić kolejny szczyt nazwany Ostrą górą. Ruszam znów w kierunku wschodnim, starając się znaleźć jakąś drogę, trochę martwi mnie fakt, że na szczyt nie prowadzi żadna droga, ale myślę że dam jakoś radę. Schodzę ze szczytu i kończę przedzieranie się przez zarośla stając wreszcie na łączce, gdy chcę spojrzeć na mapę którą trzymałem cały czas w ręku, dostrzegam, że jej nie mam. Muszę wrócić po śladzie GPS na szczyt, okazuje się że mapa wypadła mi z ręki przy kopcu na szczycie... Na całą operację straciłem chyba pół godziny, ale ruszam dalej, docieram wreszcie do drogi, ale analizując mapę wiem już, że drogą tą prędzej dotrę do Szpilówki niż do Ostrej, dlatego modyfikuję plan i idę na Szpilówkę. W drodze na szczyt przypomina mi się że w okolicy znajduje się pustelnia, w której przebywał kolejny święty. Taka to ziemia, że rodzi świętych.
Szybko zaliczam Szpilówkę, gdzie widocznie po jakimś rajdzie na orientację pozostał punkt kontrolny z dziurkaczem, odbijam znaczek na mapie i dalej już biegiem, zielonym szlakiem zdążam do pustelni Św. Urbana. Docieram do rozgałęzienia szlaku i w prawo bardzo stromym zejściem docieram pod pustelnię, spod stóp której wypływa mnóstwo wody. Jestem tym faktem wielce uradowany bo jako że wycieczka nie miała być długa zabrałem ze sobą niewiele wody i musiałem ją oszczędzać. Napiłem się do syta pysznej wody, która podobno ma cudowne właściwości, szczególnie leczy wzrok. miejsce jest niezwykłe, legenda mówi że na tym miejscu swoją pustelnię miał św. Urban, który później poszedł krzewić wiarę chrześcijańską aż w końcu został papieżem.
Zaczyna się ściemniać, w lesie i górach ten fakt zachodzi zdecydowanie szybciej, więc ostatnim i najważniejszym moim celem jest wrócić do domu, wspinam się więc do zielonego szlaku. Ale tu daje znać o sobie moja niechęć do powrotu tą samą drogą postanawiam więc iść dalej szlakiem by przy najbliższej okazji odbić w lewo do szosy. Niestety okazja taka się nie zdarza, dochodzę prawie do szosy do Iwkowej i dopiero schodzę w dół przedzierając jak przez dżunglę, wzdłuż potoku. Gdy wreszcie docieram do drogi nr 966, mam do przebiegnięcia ładnych parę kilometrów. Do domu wracam już po ciemku, spocony, obolały i bardzo szczęśliwy. Okazało się że moja wycieczka miała długość prawie 19 km.
Szczyty okolic Lipnicy Murowanej at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
2010-07-17 Duchowa góra, Szpilówka i Pustelnia św. Urbana |
wtorek, 20 lipca 2010
Grupa wyjazdowa "Żółwiki".
Jaka jest definicja wyprawy rowerowej? Jednoznacznej odpowiedzi chyba nikt nie potrafi udzielić, moim zdaniem wyprawa rowerowa jest wtedy, gdy osoba lub grupa osób wyjedzie rowerami bez zamiaru powrotu w dniu wyjazdu, a za to z zamiarem nocowania poza domem i nie ma tu znaczenia dystans.
Pomysł naszej wyprawy rowerowej powstał na potrzebę nieśpiesznego dojazdu nad morze w celu biwakowania.
Nasza grupa złożona z sześciu osób wyruszyła w kierunku północnym około godziny 10:00 rano, szlakiem niebieskim WTC do Jastrzębiej Góry ze względu na to, że jest to najbezpieczniejszy sposób dotarcia nad Bałtyk. Szlaku trzymaliśmy się wiernie aż do Mieroszyna gdzie odbiliśmy w kierunku zachodnim w celu dotarcia do Karwieńskich Błot.
Przez całą drogę towarzyszyła nam potwornie upalna pogoda, która miała ogromny wpływ na spożycie wody przez naszą grupę, na szczęście wody mieliśmy pod dostatkiem. Po ponad sześciu godzinach, zanurzyliśmy umęczone nogi w chłodnym morzu.
Na drugi dzień wyruszyliśmy w drogę powrotną około godziny 14:00. W potwornym upale dotarliśmy do Krokowej, gdzie stwierdziłem, że nie ma sensu dalej ryzykować życia członków wyprawy i pozostawiłem ich w parku pod pałacem von Krokov'ów, a sam udałem się najkrótszą drogą czyli drogą nr 218 do Wejherowa po transport awaryjny. Pobiłem zresztą swój mały rekord bo trasę Krokowa - Wejherowo pokonałem w 45 minut.
Na tym zakończyła się nasza wyprawa, dla dwoje z nas pierwsza wyprawa rowerowa w życiu.
Karwieńskie Błoto at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides
Pomysł naszej wyprawy rowerowej powstał na potrzebę nieśpiesznego dojazdu nad morze w celu biwakowania.
Nasza grupa złożona z sześciu osób wyruszyła w kierunku północnym około godziny 10:00 rano, szlakiem niebieskim WTC do Jastrzębiej Góry ze względu na to, że jest to najbezpieczniejszy sposób dotarcia nad Bałtyk. Szlaku trzymaliśmy się wiernie aż do Mieroszyna gdzie odbiliśmy w kierunku zachodnim w celu dotarcia do Karwieńskich Błot.
Przez całą drogę towarzyszyła nam potwornie upalna pogoda, która miała ogromny wpływ na spożycie wody przez naszą grupę, na szczęście wody mieliśmy pod dostatkiem. Po ponad sześciu godzinach, zanurzyliśmy umęczone nogi w chłodnym morzu.
Na drugi dzień wyruszyliśmy w drogę powrotną około godziny 14:00. W potwornym upale dotarliśmy do Krokowej, gdzie stwierdziłem, że nie ma sensu dalej ryzykować życia członków wyprawy i pozostawiłem ich w parku pod pałacem von Krokov'ów, a sam udałem się najkrótszą drogą czyli drogą nr 218 do Wejherowa po transport awaryjny. Pobiłem zresztą swój mały rekord bo trasę Krokowa - Wejherowo pokonałem w 45 minut.
Na tym zakończyła się nasza wyprawa, dla dwoje z nas pierwsza wyprawa rowerowa w życiu.
2010-07-09 Karwieńskie Błota |
Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides
poniedziałek, 5 lipca 2010
Wzdłuż kanału kilońskiego a później nad Ost See
Ostatnią wycieczkę z cyklu "kilońskich" odbyłem już w samotności. Tym razem postanowiłem obejrzeć kanał kiloński z poziomu siodełka rowerowego, bo z poziomu pokładu okrętu już go poznałem. Kanał to niezwykła konstrukcja, która powstała już ponad 110 lat temu. Mierzy ponad 98 km długości, 11 metrów głębokości oraz ponad 100 metrów szerokości. Niezwykłe są również mosty nad kanałem a szczególnie te stare robią niesamowite wrażenie, co zresztą widać na moich zdjęciach, a gdy już spotka się liniowca, wyłaniającego się zza drzew można doznać szoku. Mimo tych wszystkich atrakcji jazda wzdłuż kanału w pewnym momencie zrobiła się zbyt monotonna, dlatego postanowiłem odbić na północ i zagłębić się w Szlezwik-Holsztyn i trochę zwiedzić niemiecką wieś. Nie będę się zbytnio rozpisywał o tym co widziałem ani jak bardzo mi się to podobało bo to wszystko można obejrzeć w galerii.
Kanał kiloński oraz okolice Kilonii at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides
2010-06-22 Kanał kiloński oraz okolice Kiloni |
Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides
niedziela, 4 lipca 2010
Latarnia morska za Strande
Drugą z kolei, naszą wycieczką na niemieckiej ziemi była wyprawa do latarni morskiej za miejscowością Strande, jako że Mariusz posiada paszport miłośnika latarń i postanowił zdobyć pieczątkę z tej latarni. Tym razem dołączył się do naszej, naprędce utworzonej: "Grupy Kaszubskich Cyklistów" kolega Jacek. Trasę rozpoczęliśmy przepłynąwszy promem przez kanał kiloński, choć niektórzy z nas się buntowali, że niby dopiero co spędziliśmy dwa tygodnie w morzu i starczy im tego pływania. Przeważyły jednak głosy, że jest to, jakby nie było jakaś atrakcja turystyczna, którą warto odnotować. Po przepłynięciu kanału skierowaliśmy się na na zielony szlak rowerowy, który towarzyszył nam podczas większości podróży. Pogodę mieliśmy naprawdę przepiękną, wręcz wymarzoną do zwiedzania okolicy, dodatkowo mogliśmy podziwiać zlot żaglowców na dobrze widocznej zatoce, co poskutkowało wieloma ciekawymi zdjęciami.
Latarnia morska za Strande at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
Latarnia morska za Strande at EveryTrail
Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides
2010-06-21 Latarnia morska Strande |
Subskrybuj:
Posty (Atom)