Wiosna zaczęła się już na dobre i do tego pogoda ostatnio jest piękna, żal więc było mi spędzać dzień wolny w domu. Postanowiłem przejechać się po czerwonym szlaku, którego sporo znaków mijam w okolicach Wejherowa, posiłkując się Atlasem turystycznym Kaszub Północnych: "Ziemia wejherowska i okolice" wyruszyłem na szlak. Postępując być może odrobinę nieprofesjonalnie ominąłem początek szlaku ale to ze względu na to, że znam tą trasę bardzo dobrze i nie chciałem tracić czasu na jej pokonywanie. Drogą Krajową nr 6 dojechałem do Bolszewa i tam skręciłem w prawo w kierunku Góry Pomorskiej, w Górze skręciłem w lewo by stromym podjazdem dojechać do wsi. W atlasie nie ma zbyt wielu informacji na temat tej wsi: "Wieś położona około 3 km od jeziora Orle. Neobarokowy kościół z 1911 roku, z wyposażeniem barokowym. Najstarsza parafia na Pomorzu Gdańskim". Dopiero ostania informacja świadczy o niezwykłości tego miejsca, które w średniowieczu było prężnie działającym miejscem handlu i kultu religijnego, o wiele więcej można przeczytać o tym w książce pod redakcją Józefa Borzyszkowskiego "Historia Wejherowa" ciekawych odsyłam do lektury tej książki. Wieś ma swój urok i niepowtarzalny klimat. Bardzo zainteresowało mnie niezwykłe drzewo pomnik widoczne na moich zdjęciach, nigdzie w internecie nie znalazłem informacji na temat, jakie wydarzenie ten dąb upamiętnia. Z Góry pojechałem szlakiem do Zelewa, później Zelnowa gdzie Sfotografowałem przechylony krzyż przydrożny. Następne na mojej trasie było Strzebielino Morskie, zawsze mnie zastanawiają takie nazwy w drugim członie zawierające "morskie" lub "pomorskie". Najczęściej miejscowości te nie mają wiele wspólnego z morzem lub nawet pomorzem ale być może mam mylne pojęcie o takim nazewnictwie. Mijałem po drodze kolejne maleńkie wioseczki, Nowy Dwór, Mokry Bór, w Chmieleńcu popełniłem niewielką pomyłkę nawigacyjną lecz szybko ją skorygowałem i wróciłem na szlak. Za Chmieleńcem w okolicy Leśnictwa Świetlino, uwagę moją przyciągnęła tabliczka z napisem "Punkt widokowy"! Oczywiście nie mogłem sobie odmówić takiej przyjemności i natychmiast udałem się pod górę w prawo, po pewnym czasie postanowiłem wspinać się już bez roweru bo stromizna stała się znacząca. Gdy dotarłem na miejsce, trochę byłem rozczarowany, nie tyle widokiem, który mógłby być faktycznie piękny i rozległy gdyby nie porastające w koło drzewa. Uważam się raczej za ekologa i nie jestem zwolennikiem wycinania drzew, ale jestem również zapalonym turystą i lubię podziwiać piękne widoki dlatego uważam, że wszystkie większe wzniesienia na Kaszubach powinny być ogołocone z drzew. Miejsce gdzie można by zobaczyć coś więcej było ogrodzone siatką, mimo to zrobiłem kilka ładnych zdjęć i ruszyłem dalej. Zbliżając się do każdej większej miejscowości można rozpoznać ten fakt po coraz większej ilości śmieci walających się przy drodze w lesie. To okropne jak ludzie nie szanują tych walorów Kaszub, ich piękna i jak mogą tak brukać przyrodę. Nie inaczej było gdy zbliżałem się do Łęczyc, po prawej stronie jeszcze minąłem miejsce upamiętniające śmierć więźniów obozu Stuthof a zaraz na przeciwko potężne dzikie wysypisko śmieci. Napis na tablicy głosił: "Ku czci pomordowanych więźniów obozu koncetracyjnego (...) Ufundowało społeczeństwo gromady Łęczyce". Współczesne społeczeństwo już nie szanuje tego miejsca skoro urządziło sobie wysypisko śmieci o kilka metrów od tego pomnika. Za Łęczycami minąłem bardzo ciekawy pomnik przyrody "Grupa drzew". Po mału zacząłem zbliżać się do Lęborka, wprawdzie znów powtórzyła się sytuacja ze śmieciami, lecz przestałem już na to nie patrzeć aby się nie denerwować wszak nie o to chodzi w rowerowaniu. Wycieczkę zakończyłem na Dworcu PKP ze stanem licznika około 50 km. Stamtąd SKM-ką udałem się do Wejherowa, by szybko znaleźć się w domu, bo moja młodsza córka już wydzwaniała do mnie, że ona chce też na rower, ale to już osobna historia... Czerwony szlak Wejherowo-Lębork at EveryTrail
Jaka była w tym roku zima wszyscy wiemy, taka jaka powinna być prawdziwa polska zima, czyli śnieżna i mroźna. Choć skutecznie wstrzymała moje dojazdy do pracy na rowerze to nie udało jej się całkowicie odciągnąć mnie od roweru.
Wyglądając wczoraj za okno i patrząc na szybko topniejące w słońcu pozostałości śniegu na ulicach mogłem odnieść wrażenie, że to już chyba koniec zimy. Od dłuższego czasu intrygowała mnie zamkowa góra w okolicy jeziora Żarnowieckiego, kilka razy przejeżdżałem też prawie że przez nią ale nigdy nie mogłem powiedzieć, że świadomie byłem na górze zamkowej. Taki więc obrałem cel mojej wycieczki. Wyruszyłem około godziny 11.00, obrałem kierunek Piaśnica, gdy wjechałem na odcinek asfaltu za Wejherowem biegnący obok strzelnicy i omijający stromy podjazd pod górę, już wiedziałem, że nie będę zbaczał na żadne boczne drogi. W lesie panuje jeszcze pełnia zimy, co zresztą widać na moich zdjęciach. Tak więc trzymając się już tylko asfaltu drogi nr 218 podążałem w kierunku jeziora Dobrego. Jazda po drodze pełnej pędzących samochodów, dziur, błota i kałuż, nie należy może do najprzyjemniejszych doświadczeń, ale w tym wypadku piękna pogoda, czyli temperatura lekko powyżej zera i piękne słońce grzejące w plecy łagodziły trudy podróży. Po przebyciu 16 km dotarłem do jeziora Dobrego i tutaj przez pół godziny rozkoszowałem się pięknymi widokami i pogodą. Na jeziorze nawet można jeszcze spotkać wędkarzy podlodowych choć przy tej pogodzie to już chyba duże ryzyko, w każdym razie ja nie ryzykowałem wycieczki po jeziorze. Gdy już wystarczająco nasyciłem się pogodą oraz sucharami zabranymi na tą okazję, wyruszyłem dalej w kierunku Tyłowa. Na tej drodze panował już większy spokój. Minąłem Tyłowo i zacząłem zbliżać się do Kartoszyna skąd roztacza się piękny widok na całe jezioro Żarnowieckie. Analizując mapę uznałem, że czas już skręcić w prawo w poszukiwaniu góry Zamkowej, warunki panujące w lesie były jednak na tyle trudne do jazdy rowerem że zrobiłem tylko małą rundę grzebiąc się bezustannie w śniegu i zrezygnowany opuściłem las. Wniosek jaki stawiam po każdej takiej, nieudanej wyprawie jest jeden - do poprawki. Gdy już wyjechałem na asfalt, skręciłem w kierunku elektrowni szczytowo-pompowej i Opalina, po drodze jeszcze przeciąłem rzekę Piaśnicę wpadającą do Żarnowca. Zresztą jeden z moich pomysłów to właśnie wycieczka piesza od źródeł aż do ujścia Piaśnicy do morza, ale to może w niedługim czasie zrealizuję. Następnie było Rybno, które jest położone na pięknej górze, z której roztaczają się wspaniałe widoki. Z Rybna poprzez Kniewo, Zamostne, Górę, Bolszewo wróciłem do domu. Cała trasa wyniosła lekko ponad 50 km, które wraz z odpoczynkami przebyłem w 4 godziny.