sobota, 31 października 2009

Przetoczyno runda

Pierwotne założenie tej wycieczki przewidywało szlak czerwony - piechotą do Sopotu, ale z pewnych względów start musiałem przesunąć na późniejszą godzinę i co za tym idzie przesiadłem się na rower, tradycyjnie już nie swój lecz córki. Po drodze miałem pewną awarię co ostatecznie zmusiło mnie do skrócenia wycieczki i zacieśnienia jej wokół Wejherowa i tak właśnie wyszło mi Przetoczyno runda.
Pogoda mi dziś sprzyjała wyjątkowo, nie padało ani nie świeciło słońce, temperatura była komfortowa i oscylowała w granicach 4 stopni.
Pierwsza część mojej drogi prowadziła dokładnie po czerwonym szlaku aż za jezioro Wygoda. Nad wszystkimi jeziorami, które dziś odwiedziłem panował wyjątkowy spokój i cisza dlatego doszedłem do wniosku, że późna jesień jest właśnie najfajniejszą porą roku do wypoczywania nad jeziorem. Brak hałasujących ludzi, brzęczącej przyrody, ćwierkających ptaków wszystko to sprawia, że można się wspaniale zrelaksować.
Jeziora Pałsznik i Wygoda należą do wyjątkowo ciekawych przyrodniczo miejsc, jako nieliczne w Polsce zaliczają się do jezior lobeliowych, w których występują rzadkie rośliny, między innymi cztery rośliny zamieszczone w czerwonej księdze gatunków ginących, są to: poryblin jeziorny, poryblin kolczasty, lobelia jeziorna i jeżogłówka jeziorna, co więcej poryblin kolczasty ma tam ostatnią trwałą ostoję w Polsce! Z wszystkich jezior w Polsce zaledwie 1,7 % zalicza się do jezior lobeliowych wśród nich słynny Świteź z ballady Adama Mickiewicza.
Rower jakim jechałem to Kross Hexagon V3 i im dłużej nim jeżdżę tym bardziej dochodzę do wniosku, że on chyba jest z plasteliny zrobiony. Pękła mi w nim już tylna oś, pogięły się hamulce przy hamowaniu, tylne koło podczas mocniejszego pedałowania przesuwa się raz w lewo a raz w prawo, no i dziś jeszcze do tego zgiąłem sobie haka z tylną przerzutką, która weszła w szprychy. Rower ten aspiruje do miana roweru górskiego - terenowego, a tym czasem wykonanie jego wiele pozostawia do życzenia i na domiar złego nie był wcale najtańszy.
Poniżej oczywiście galeria ze zdjęciami, których sobie tym razem nie żałowałem, oraz plik trasy, zobrazowany w Everytrail wraz z wybranymi nałożonymi zdjęciami na trasę.
2009-10-31
Przetoczyno runda at EveryTrail

Map created by EveryTrail: GPS Trip Sharing with Google Maps

sobota, 24 października 2009

To już jesień

Dzisiejsza moja weekendowa wyprawa przypomniała mi dobitnie, że to już jesień "pełną gębą". W związku z tym nie ma co zbytnio liczyć na piękną i stabilną pogodę. Gdy wyruszałem dziś około godziny 10.30 w kierunku północnym, spodziewałem się kąpieli w morzu ale nie prysznica z nieba, a tym czasem powrót miałem właśnie w strugach deszczu. Drogę rozpocząłem tradycyjnie na zielonym szlaku przez Orle, następnie obrałem kierunek na Pryśniewo dlatego że ciekawiła mnie ta droga już od czasu Harpagana kiedy to w okolicach przechodziliśmy. W Pryśniewie wróciłem na szlak rowerowy by za jakiś czas zjechać z niego w kierunku Warszkowa. Za Warszkowem skręt w lewo w kierunku Tyłowa, czyli tak samo jak parę tygodni wcześniej, z tym że w Kartoszynie skręt w prawo w kierunku zielonego szlaku i szlakiem aż do Żarnowca. Z Żarnowca już prosta droga, na przełaj do Dębek.
Do Dębek dojeżdżałem już w strugach deszczu, co bynajmniej mi się nie podobało. Gdy znalazłem się już na plaży postanowiłem sprawdzić jak daleko może być od Dębek do Karwieńskich Błot na których zazwyczaj się plażujemy i okazało się, że to zupełnie blisko. W Karwieńskich Błotach przy padającym deszczu chwila zastanowienia czy aby się kąpać, no ale przecież po to tu przyjechałem i miałbym niesmak gdybym zrezygnował ze względu na aurę. Szybka decyzja, skok do wody i kąpiel, woda aż parzy... Ubieram się i zjeżdżam z plaży, krótki postój na zjedzenie kanapki na "słonecznej polanie" pod daszkiem wiaty. Cholera pada... Dalej w drogę.
Powrót już typowo asfaltami, czyli Krokowa, dalej skręt na Wejherowo i tak już aż do domu w strugach deszczu. Po drodze jeszcze dwa postoje na wyciskanie skarpetek.
Pod spodem tradycyjnie mapka i skromna galeria zdjęć, skromna dlatego że nie chciało mi się wyciągać aparatu w strugach deszczu.
2009-10-24
Jesien na Debkach at EveryTrail

Map created by EveryTrail: Share GPS Tracks

niedziela, 18 października 2009

Harpagan 2009

W tym roku, jak już wcześniej pisałem postanowiłem się zmierzyć z tym rajdem na piechotę. Do przebycia było 100 km w 24 godziny i 15 punktów kontrolnych do zdobycia, oczywiście zamierzony dystans był mocno teoretyczny, bo nie uwzględniał żadnych błędów nawigacyjnych ani innych dróg niż te wyznaczone przez organizatorów. W bazie rajdu, w Redzie stawiliśmy się z moim szwagrem Darkiem o godzinie 19.30. Po zgłoszeniu się w sekretariacie i otrzymaniu numerów startowych 461 i 467, przysiedliśmy na boku i chłonęliśmy atmosferę rajdu, która jest jedyna w swoim rodzaju, kto kiedyś w nim uczestniczył ten wie o czym piszę. O godzinie 20.50 udaliśmy się na start, który znajdował się nieopodal na stadionie w Redzie, na trzy minuty przed 21.00 uczestnikom, rozdane zostały mapy i punktualnie o 21.00 nastąpił start. Do boju ruszyło blisko 500 osób jedni biegli inni szli ale wszystkich łączyły dwie sprawy punkt nr 1, na którym trzeba się było zameldować by zostać zakwalifikowanym oraz... czołówki na głowie. Pochód 500 osób ze świecącymi czołówkami wyglądał bajecznie. Pogoda dopisywała, niebo było czyste i bezchmurne, powietrze mroźne.
Pierwszy punkt zlokalizowany był powyżej Mościch Błot na skrzyżowaniu dróg (4,5 km), do tego miejsca wszyscy praktycznie doszli jednocześnie, dopiero następny punkt podzielił peleton na dwie grupy: tych którzy wiedzieli o moście przez rzekę Redę i szli do niego oraz tych którzy nie wiedzieli lub z innych względów woleli się cofnąć tą samą drogą do Ciechocina. Następny punkt został zlokalizowany w lesie na wysokości Rekowa dolnego (5 km), ze znalezieniem tego punktu również nie mieliśmy problemu dlatego, że w Rekowie dolnym wykorzystaliśmy niebieski szlak do dojścia do punktu. Punkt trzeci (6,5 km) znajdował się na północ od Wejherowa Śmiechowa, w lesie na dobrze przeze mnie znanej górze i ponownie posłużyliśmy się niebieskim szlakiem by dojść do drogi znanej również jako "śmieszka rowerowa" Wejherowo - Rumia, od której był już tylko "krok" do punktu. Czwórka kosztowała nasze nogi już więcej wysiłku (9,5 km) a usytuowana była w Orlu na wysokości jeziora, nie była również trudna do znalezienia ale w trakcie drogi zaczęły odzywać się moje odciski na prawej stopie, których nabawiłem się jeszcze podczas wyprawy piechotą do Łeby, po mału również poczęła ogarniać nas senność bo gdy osiągnęliśmy punkt była godzina około 2.00. Z Orla udaliśmy się nad jezioro Stoborowe zwane potocznie Sztobazy (5 km) Tam też dopadły mnie pierwsze kryzysy związane ze zmęczeniem a Darkowi zaczęły doskwierać odciski. O ile do tej pory nie mieliśmy większych problemów ze znajdowaniem punktów to kolejny punkt, o numerze 6, usytuowany na wysokości Leśniewa (5,5 km) kosztował nas okropnie dużo zmarnowanego czasu. Szczególnie boleśnie odczuł to Darek, ponieważ były to jego rodzinne strony i czuł się niejako odpowiedzialny za nasze błądzenie po lesie. Nie może być mowy oczywiście o żadnej jego winie, na taki stan rzeczy złożyło się kilka czynników między innymi trudny bagnisty teren, panujące ciemności i znużenie które nas dopadło. Na pocieszenie mieliśmy fakt, że osób nie mogących znaleźć szóstki było dużo więcej. Gdy wyruszaliśmy spod punktu nr 6 do punktu nr 7 usytuowanego na Wysokości Rekowa (8,5 km) zaczęło się przejaśniać. Mróz był na tyle silny, że zamarzły nam napoje w butelkach i żeby się napić drinka bez lodu musiałem trzymać swoją butelkę za pazuchą. Na siódemce byliśmy o 8.45 a więc nie było już szans na jakiś rozsądny wynik ani nawet zdobycie drugiej pętli. Do bazy rajdu (4,5 km) zawitaliśmy ponownie około godziny 9.40. O godzinie 10.10 zjedliśmy ciepły posiłek zapewniony przez organizatorów, podczas którego rozważaliśmy sens wyruszania na drugą pętlę. W końcu stanęło na tym, że Darek rezygnuje z dalszej walki a ja próbuję iść dalej.
Chociaż wiedziałem, że szans na ukończenie całego rajdu nie mam żadnych ze względu na późny czas oraz tym bardziej na zmęczenie i obolałe stopy, jednak postanowiłem zwalczyć własne słabości bo o to, w Harpaganie przecież chodzi. Na trasę wyruszyłem ponownie o godzinie 11.00, tym razem obrałem zgodnie z mapą kierunek na południe od Redy. Punkt nr 9 (5 km) , był usytuowany pomiędzy Gniewowem a Redą Pieleszewem i kosztował mnie nieprawdopodobną ilość wysiłku i bólu. Nie mogłem go w żaden sposób zlokalizować, w lesie spotkałem wiele błądzących osób, które również nie mogły go znaleźć. Po około 2,5 godzinach moje wysiłki zostały uwieńczone sukcesem i w żółwim tempie ruszyłem na podbój dziesiątki, na Górę Zamkową (4,5 km). Każdy krok sprawiał mi ogromny ból a mózg praktycznie przestał mi już pracować dlatego między innymi zacząłem popełniać już głupie błędy nawigacyjne, myliłem kierunki, nie rozpoznawałem dobrze znanych mi dróg. Po następnej godzinie dotarłem pod Górę Zamkową, tutaj oczywiście okazało się że jeżeli punkt nazywa się "Góra Zamkowa" to bynajmniej nie oznacza, że będzie się tam znajdował. I znów moje poszukiwania poczęły się przeciągać, w końcu około godziny 15.00 znalazłem to czego szukałem i nastąpił kres moich możliwości, gdybym chciał jeszcze spróbować udać się na pkt 11 musiałbym pokonać 11,5 km, a to w przypadku stanu moich stóp i przy moim zmęczeniu (od 33 godzin na nogach) było niewykonalne.
Na dyplomie, który otrzymałem od organizatorów widnieje napis: za przejście 58,5 km w czasie 18 godzin i 15 minut. Ja jednak wiem z zapisu GPS, że faktycznie pokonałem 75 km. Pod spodem oczywiście mapka trasy i skromna galeria zdjęć.
Harpagan to niesamowita impreza, jedyne porównanie, które przychodzi mi do głowy to, że jest jak bagno - wciąga... W przyszłym roku też wystartuję i może wreszcie zasłużę na miano Harpagana.
Harpagan 2009 at EveryTrail

Map created by EveryTrail: Geotagging Community
2009-10-17

poniedziałek, 12 października 2009

Urodzinowa wyprawa nad Dobre

Urodzinowa wyprawa nad Dobre at EveryTrail

Map created by EveryTrail: GPS Trip Sharing with Google Maps

Latka lecą i w związku z kolejną rocznicą moich urodzin, postanowiłem ją uczcić kąpielą w jeziorze, a przy okazji wypróbować jakąś nową drogę do Dobrego. Myślałem jak zwykle, że już bardziej pokombinować się nie da z dojazdem, a jednak... Już w trakcie tej wycieczki nawet przyszła mi taka myśl do głowy: "Ile wycieczek, tyle dróg".
Tym razem tradycyjnie rozpocząłem na zielonym szlaku, dalej przy strzelnicy wojskowej skręciłem w prawo i parłem do przodu.
Od 2009-10-10
Pogoda była piękna, choć temperatura powietrza wynosiła około 5 stopni. Po drodze, w lesie minąłem bardzo ciekawy obiekt, który był bardzo wysoką wieżą o konstrukcji stalowej, zakończoną blaszaną amboną.
Od
Wieża ta według opisu na tablicy ma przeznaczenie przeciw pożarowe. Niestety była zamknięta na kłódkę, choć bardzo mnie kusiło by zobaczyć jaki widok jest z tej wysokości.
Następnie minąłem groby piaśnickie wraz z ołtarzem polowym
Od 2009-10-10
i kierowałem się lasami w kierunku drogi Wielka Piaśnica - Warszkowo, którą przeciąłem i zagłębiłem się dalej w las, by za chwilę dojechać do starego odcinka drogi asfaltowej,
Od 2009-10-10
przy której zorganizowano leśny parking. Pod drogą tą przepływała rzeczka Piaśnica więc z zainteresowaniem zajrzałem w przepust pod nią,
Od 2009-10-10
który okazał się być pięknie wykonany z kamienia i wyglądał na raczej stary. Minąwszy jeszcze po drodze malownicze bagno,
Od 2009-10-10
w końcu dotarłem do jeziora i o godzinie 10:40, czyli dokładnie o tej, o której się urodziłem wskoczyłem do jeziora by sobie popływać :)
Od 2009-10-10
Powrót nastąpił przez Dąbrowę, Domatówko, Piaśnicę Małą, Kąpino
Od 2009-10-10
i do Wejherowa. Zdjęcia nie są najwyższej jakości dlatego, że wykonywałem je za pomocą komórki. wszystkie można obejżeć w mojej galerii
2009-10-10
Całą wycieczkę przejechałem na córki rowerze, Kross'ie Hexagon, dlatego że mój rower tydzień temu doznał poważnego uszkodzenia - pękła mu rama. Cała awaria pokrzyżowała moje plany odnośnie Harpagana, który tym roku startuje z Redy i miałem w nim uczestniczyć na rowerze. Ale jak to mówią: "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i postanowiłem przepisać się na trasę pieszą, która też jest wielkim wyzwaniem, 100 km w 24 godziny.